Ah, te sierpniowe noce.
Ciepłe, ale nie gorące, przynoszące ulgę po upalnym dniu.
Albo wręcz przeciwnie - zimne, te najczęściej występują po dniach deszczowych lub chmurnych, podczas których harcerze w namiotach opatulają się śpiworami, a ich nosy, jedyne części ciała, które z nich wystają, zmieniają się w kostki lodu.
To zamarzanie pod połową ubrań, jakie się zabrało, ma jakiś urok.
W ogóle obozy harcerskie mają urok.
Podczas nich można rozsmakować się w tym słowie.
Lato.
Sam wyraz ma coś w sobie.
Jego smak...
Szum liści tańczących na delikatnym, letnim wietrze, świerszcze koncertujące w zaroślach, sowa pohukująca co jakiś czas, zbłąkana ćma, zapach ciepłych wieczorów przy ognisku...
Idziesz wiejską drogą, a wokół ciebie rozciągają się pola pszenicy, w której odbija się słońce, które zresztą chyli się już ku zachodowi. A może to tylko przywidzenie? Może będzie świecić, i świecić, wiecznie?
Jak wiele stracilibyśmy, gdyby słońce świeciło nieprzerwanie.
Tyle zachodów i wschodów, rozświetlających niebo różowawym i pomarańczowym brzaskiem.
Tyle nocy, rozmów prowadzonych szeptem, tyle świerszczy, tyle gwiazd, tyle iskier ogniska...
A to wszystko jest jeszcze bardziej magiczne, kiedy masz przy sobie kogoś, kogo być może...
A co, gdyby ciemnooki chłopak spotkał równie ciemnowłosą dziewczynę, która intrygowała go od dawna i właśnie w taką noc odważył się do niej odezwać?
W noc, akurat tą z upalnych, w środku lasu? A co, gdyby oboje byli harcerzami, chłopak przesiedział z dziewczyną całą jej wartę i kolejną, którą ona wzięła za koleżankę, żeby nie kończyć rozmowy?
Może by się zaprzyjaźnili? Podokuczali sobie?
Kto wie...
Zdjęcie z okładki: Pinterest