Na scenie był ciałem do sprzedania, w prywatnych pokojach, fantazją za banknot. Mieszkał w tanim mieszkaniu w Maladze, z balkonem z widokiem na na zatłoczoną ulicę.
Czasem, gdy w lustrze łazienki widział swoje odbicie, na chwilę cofał się do tamtego „czystszego" pokoju, w którym spędził młodość. Do chłopca, którego nauczyli, że miłość boli.
Teraz grał rolę mężczyzny wolnego, ale prawdziwa wolność była mu obca. Nadal nosił w sobie tę samą tresurę, posłuszeństwo ukryte w spojrzeniu, gotowość do uśmiechu, gdy trzeba. A gdzieś pod tym, jak ciemny prąd w głębinach, płynęła nienawiść. Do niego. Do tamtego człowieka, którego twarz potrafił odtworzyć w najmniejszym szczególe.
I wiedział, że pewnego dnia znów ją zobaczy.