
PROLOG " Pani wybaczy, ale wydaje mi się, że Pan Młody się już nie zjawi. W mojej głowie toczyła się walka między śmiechem a płaczem. Mężczyzna, który miał być moim ostatnim zostawiła mnie przed ołtarzem. W pierwszej chwili, myślałam, że to był jakiś nieśmieszny żart. Po paru minutach zaczęło do mnie dochodzić, że wcale tak nie było. Siedziałam na jednym z dwóch elegancko przystrojonych krzeseł, trzymając twarz ukrytą w swoich dłoniach. Łzy moczyły moje policzki, pozostawiając po sobie ciemne ślady spływającego makijażu oczu. A był tak wspaniały. Jeszcze chwilę temu wpatrywałam się w swoją sylwetkę w lustrze z niebywałym zachwytem, a teraz ukrywałam twarz w dłoniach, aby nie widzieć współczujących spojrzeń kierowanych w moją stronę. Wstałam, zrzucając z kolan piękną zieloną wiązankę. Goździki, gipsówka i zielone listki były przepiękne, ale teraz nieco już pogniecione, wyglądały już delikatnie ujmując marnie. Sięgnęłam ręką do złotej spinki zdobionej maleńkimi perełkami, która spinała moje włosy. Jednym sprawnym ruchem ją wyjęłam, a fala czarnych loków rozlała się po bokach mojej twarzy. Szłam po białym, aksamitnym dywanie w stronę wyjścia pozostawiając za sobą pięknie ozdobione miejsce. Moja długa do ziemi suknia, z delikatnymi perełkami co jakiś czas zahaczała o koniec szpilki. Nie interesowało mnie to, ten dzień gorszy już być nie mógł. I to była prawda, to był najgorszy dzień mojego życia. Choć z drugiej strony patrząc, był to chyba jeden z najlepszych dla mnie dni, które los mógł mi zgotować. Kilka miesięcy później moje życie się dopiero zaczęło i dopiero wtedy poczułam czym może być szczęście. "All Rights Reserved
1 part