Stoję sama pośrodku salonu. Wsłuchuję się w śpiew ptaków. Zostałam sama, nie mam już nikogo z kim mogłabym poważnie porozmawiać. Mam jest w trzecim dystrykcie. Gale nadal przebywa nie wiadomo gdzie, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię. Peeta wyjechał do jedenastki. Czuje taka pustkę. Jestem sama, prawda czy fałsz? -Katniss, Katniss – ktoś wchodzi do domu. Tak, to Peeta. Nareszcie tak mi go brakowało. -Złe wieści – wpadł do pokoju zadyszany i przerażony. -Co się stało? -Za... za... zastrzelili Gale'a – wyjąkał a jego oczy wypełniły się łzami. Upadłam. Łzy zaczęły mi się wylewać spod zamkniętych powiek. Nie to nie prawda! On żyje! Peeta też upadł na kolana ale po to by móc mnie objąć swoim ciepłym i silnym ramieniem. Płakałam nawet nie wiem ile, ale pewne jest to, że później usnęłam. Obudziłam się wczesnym rankiem następnego dnia. Peeta leżał obok mnie jeszcze spał. Delikatnie wstałam tak, żeby go nie obudzić. Postanowiłam zrobić śniadanie, ale myśl o tym, że Gale'a nie ma już z nami dawała się we znaki. Usiadłam na krzesełku, zakryłam twarz dłońmi i znów zaczęłam płakać. Nie mogłam tego powstrzymać, to było silniejsze ode mnie. To moja wina, że nie żyje. Moja i tylko moja wina, gdybym wtedy z nim uciekła. -To nie twoja wina – powiedział Peeta wchodząc do kuchni. Poczułam się jakby czytał mi w myślach. - Nic nie mogłaś zrobić Ciebie tam nie było, rozumiesz to ktoś z Strażników Pokoju go postrzelił. -Nawet wiem kto – powiedziałam ironicznie. -Zrobię coś do jedzenia – zaproponował, po czym zabrał się do roboty. Jedyne co teraz mogło mnie uspokoić to polowanie.All Rights Reserved
1 parte