Charles Hawthorne dowiaduje się, że jego życie zostało skrócone. Optymistycznie patrząc, zostało mu około pięciu miesięcy, zanim choroba zacznie odbierać mu nie tylko siłę, ale i możliwość udawania, że wszystko jeszcze przed nim. Jest poetą, więc doskonale rozumie wagę słów, ciszy i rzeczy niewypowiedzianych. Wie też, że nie chce odchodzić, wiedząc, że w czyimś świecie wciąż jest cieniem, który boli.
Daphné Martine de Foix jest studentką historii sztuki na Sorbonie, córką paryskiego rzecznika, dziewczyną, która nauczyła się iść przez życie wyprostowana i nieprzepraszająca. Jej upór nie bierze się z dumy, lecz z przetrwania. Kiedyś Charles był dla niej kimś, kto zranił wystarczająco mocno, by pamięć zapisała go w ciele, nie w słowach. Dlatego, gdy spotykają się ponownie w zimowym Paryżu, w dniu jej osiemnastych urodzin, gniew wybucha szybciej, niż Charles zdążyłby się wytłumaczyć.
Hawthorne nie prosi jej o litość ani nie oczekuje przebaczenia. Chce tylko jednego - żeby przestała go nienawidzić na tyle, by mógł odejść bez tego ciężaru.
Paryż staje się tłem dla historii, w której każda noc coś odbiera i coś odsłania, a czas - zamiast leczyć - uczy, jak bardzo nie da się cofnąć słów, ale jak desperacko można próbować nadać im nowe znaczenie.
Melanie wraca do Hiszpanii po udanej trasie koncertowej i zostaje nagle proszona przez swoją starszą siostrę, Alexandrę aby iść na imprezę organizowaną przez jej chłopaka, Balde. Dziewczyna trochę niechętnie udaje się na przyjęcie. Skąd ta niechęć? Przez tego jednego chłopaka... Pablo Gavi... Zostają "parą" przez pewną rozmowę... Czy pozostaną tą parą i pojawi się miłość?