- Powinienem zjawiać się tu częściej - V krzyknął z loży, przyglądając mi się ze swoim charakterystycznym krzywym uśmieszkiem. Zważyłam smyczek w ręce. Gdyby nie był taki drogi pewnie już leciałby w kierunku chłopaka. Należało mu się. Chociażby za to, że zjawił się tu znowu.
- Mówiłam ci już, że masz tu nie przychodzić - odparłam, znów kładąc skrzypce na ramieniu.
- Myślałem, że uzgodniliśmy parę rzeczy - wyglądał na zaskoczonego. - Na przykład to, że nie jestem wzorowym słuchaczem - znowu ten uśmieszek.
- A ja wyrozumiałym okazem spokoju - westchnęłam zirytowana. - Co muszę zrobić, żebyś dał mi w spokoju ćwiczyć?
Uśmiechnął się, jakby tego pytania oczekiwał od momentu, gdy tu przyszedł.
-Wspaniale, że pytasz - wyglądał na zadowolonego. A nie mówiłam? - Umów się ze mną.
Patrzyłam na niego zdziwiona, stojąc jak słup soli przypadkiem postawiony na środku sceny. Nie minęło pięć sekund, kiedy smyczek poszybował w kierunku loży. Błagam, żeby trafiło go w oko i umarł, błagam, żeby trafiło go...
V złapał pocisk i przyjrzał mu się z konsternacją.
- Dzięki, zawsze chciałem mieć taki - powiedział to w taki sposób, że prawie uwierzyłam w jego wdzięczność.
- Co ty... - zaczęłam, ale szybko urwałam, kiedy wybiegł z loży ze śmiechem i skierował w stronę wyjścia z sali. - Czekaj! - krzyknęłam za nim, zrywając się do biegu. Zamorduję!
Przyznam, że wystarczyło jedno spojrzenie, żebym dosłownie przepadła dla jego brązowych oczu. Jedno spojrzenie i już nie mogłam spać spokojnie. Przez całe moje trudne, piętnastoletnie życie nie poczułam się tak jak w tamtym momencie gdy Pablo zabrał mnie na jeden ze swoich treningów.
Nie wiedziałam nawet kogo tam wtedy spotkam i jak wszystko potoczy się dalej...