Budzę się cala we krwi. Czyjej nie wiem, nagle go dostrzegam leży skulony, a z jego wielu ran cieknie krew. Podbiegam do niego krzyczę lecz on mnie nie słyszy. UMIERA. Kładę głowę na jego piersi i płacze. Jedna łza za druga spadają na jego ranny. Ja płacze coraz bardziej. Serce piecze mnie w piersi. Podnoszę delikatnie głowę i spostrzegam ze patrzą na mnie stalowe oczy. Uśmiecham się żeby nie widział moich łez. Odwzajemnił uśmiech i odszedł.