Cicho stąpam bosymi stopami po zlodowaciałej ziemii, nadeptuję na coś ostrego i ranię sobie stopę, nie mogę się teraz przejmować bólem, nie teraz. Idę dalej pomimo uporczywego bólu w stopie, syczę gdy nadeptuję na szyszkę.
- Cholera. - szepczę.
Słyszę kroki za mną, to mnie motywuje, nie mogę się zatrzymać, muszę uciec. Zauważam przede mną polanę, skręcam w lewo i idę dalej, wciąż słysząc kroki. Łzy ciekną mi po zaróżowiałych z zimna policzkach, a warga nie chce przestać drżeć.