Witaj wędrowcze! Zabłądziłeś w opowiadanie pełne świątecznego nonsensu, chaosu i postaci z seriali i filmów.
Supernatural, Doctor Who, Sherlock, Harry Potter, Marvel, Star Wars, Igrzyska Śmierci, Władca Pierścieni, pierniczki pieczone przez wiedźmy, błękitne budki w bunkrach, uwalnianie się z klatek, wesela na dwa miliony osób, nawiedzeni kosmici i generalnie sporo podejrzanych zaklęć od których pęka wszechświat!
Całość dedykuje Matyldzie (zwanemu również Jasiu, JJ, Janóż i inne taki, bo mu obiecałam) i mojemu drogiemu Watsonowi, za wprawianie mnie w świąteczny nastrój i stanie przez 2 godziny po darmową puszkę coli.
W brutalnym świecie gry, gdzie każdy jest tylko numerem, 456 i 001 odkrywają, że nawet wśród chaosu i śmierci mogą narodzić się więzi, które zmieniają wszystko. Czy w miejscu, gdzie zaufanie jest luksusem, a każdy krok może być ostatnim, znajdzie się miejsce na coś więcej niż przetrwanie?
‼️ pamiętajcie.. to fanfik. Nie bierzcie wszystkiego na poważnie. I przede wszystkim nie porównujcie tego do dokładnych wydarzeń i postaci z serialu. Imiona także mogą sie nie pokrywać z rzeczywistymi
for fun... zapraszam!!‼️