- Pieprzone mleko.. o płatki też! - oto pięknie wypowiedziane tego rana słowa przez mnie. No, ale co zrobić kiedy jestem pieprzoną (chyba polubiłam to słowo) studentka, która całe ranki i wieczory siedzi w książkach, bo za tydzień czeka ją pierwszy ważny test. - No cóż, mleko samo się nie przyniesie! - nie zważając na moje onesie na wzór jednorożca, wyszłam z domu do sklepu, który był nieszczęsne 5 kilometrów stąd. Znaczy, znajdują się tu sklepy, ale nie mogę pozwolić sobie nimi, gdyż moje kieszonkowe tygodniowe jest ograniczone. W sumie to nic o mnie nie wiecie. Nazywam się Malia. Mam 20 lat. Chodzę na te nieszczęsne studnia tylko dlatego, że nie chce męczyć się (by zarobić grosze) godzinami. Ledwo starcza nam na czynsze. Moje studia robie dzięki hojności mojego ojca, który od niedawna przypomniał sobie, że ma córkę. Moj ojciec mieszka w Sydney, mama w Melbourne, a ja w Newcastle. Trochę nas porozrzucalo po tym świecie. Jestem blondynką. I mam nawet spoko figurę.