Deszcz ciągle padał, biegał na wprost. Powtarzając- szybciej.... szybciej! Nie zwracałem uwagi na tabliczki z nazwami ulic ani na nadjeżdżające samochody. Groźba potrącenia zdawała się znacznie bardziej atrakcyjna niż spotkanie z nią. Nie musiałem się odwracać, czułem jej obecność. Postać w czarnym płaszczu była kilka metrów za mną. Nie było mowy o tym że się podda. Przebiegałem przez kolejne ulice miasteczka w świetle pełni księżyca. Co za nonsens, zawsze uwielbiałem się w niego wpatrywać a teraz będzie świadkiem mojej śmierci. Pomimo ulewnego deszczu czułem jak łzy spływają mi po policzkach... Nie, nie mogę ot tak dać się zabić! Chciałbym jeszcze zrobić tyle rzeczy nie mogę teraz umrzeć! Jednak czym są marzenia pojedynczej nic nie znaczącej istoty ludzkiej wobec takiego mordercy? W ciągu zaledwie sześciu dni z jego rąk zginęło 13 osób. Jeśli nie więcej. Mieszkańcy przestali sobie ufać, nikt nie wie czy to nie jego sąsiad nie jest zakapturzonym oprawcą. O ironio nawet teraz czuję obecność ludzi pomimo tego że nikogo nie ma na ulicach. Kurczą się w ciemnych zakamarkach nie zwracając na siebie uwagi, nie starając się pomóc... Trudno im się jednak dziwić. Śmierć kogoś innego jest na pewno wygodniejsza. CHOLERA! Uliczka którą właśnie biegłem skończyła się z trzech stron otoczona przez ściany bloków. Jednak dwa tygodnie to za mało aby poznać topografię miasta- zaśmiałem się zdając sobie sprawę z nadchodzącego końca. Oparłem się plecami o ścianę, deszcz ustawał.
-Hah chociaż pogoda się poprawiła-rzuciłem do zbliżającej się postaci. Co ja sobie myślałem? Że niby coś takiego ją przekona aby mnie oszczędzić?
-Mamy okropną jesień tego roku- zabrzmiał kobiecy głos, zdawał się być spokojny i kojący. Zupełnie nie pasował do mordercy- Jednak nie o tym chciałam rozmawiać. Mam dla ciebie pewną propozycję.
-Słucham?- powiedziałem drżącym głosem