Był wtedy mroźny, zimowy wieczór Wigilii Bożego Narodzenia. Za oknem mojego domu padał śnieg. Nagle usłyszałem ciche miauczenie i jakby płacz. Szybko wstałem z kanapy i podbiegłem do drzwi, otwierając je. Zamarłem. Przede mną na wycieraczce siedział blond chłopiec z kocimi uszami i puszystym, białym ogonem, który zawinął się wokół niego. Podniósł swoją główkę do góry i spojrzał na mnie niebieskimi jak bezchmurne niebo oczami. - Mały, co ty tu robisz? - spytałem i wziąłem go na ręce, biedny cały się trząsł z zimna. - Czemu byłeś na zewnątrz w taką pogodę? - Byłem niegrzeczny, więc mój pan mnie wyrzucił.