Gdy pierwsza gwiazdka błysnęła na niebie zaczęłam myśleć o nim...Miał na imię Mariusz ,zakochałam się w nim będąc niespełna czternastoletnią dziewczyną .W ogóle na imię mi Iga.Ale nie o mnie tu mowa.On był obiektem moich cichych westchnień,marzeń oraz snów.Pierwszy raz go ujrzałam na rozpoczęciu roku szkolnego. Jeździł tym samym autobusem co ja. Gdy go zobaczyłam serce zaczęło mi walić jak opętane. Ukradkiem spoglądałam na niego. Pewnego razu nasze spojrzenia spotkały się , oczywiście moje policzki nabrały rumieńców, po prostu czułam jakie są gorące. Tego dnia nie mogłam przestać myśleć o nim i tak mijały kolejne i kolejne długie, szare,pełne marzeń i rozmyśleń o Nim dni,tygodnie.Nadeszła zima autobus spóźniał się już kilka minut,zaczął padać śnieg,na dworze było bardzo zimno. Ja przez moja nie uwagę zapomniałam rękawiczek,ręce marzły mi okropnie.Próbowałam je ogrzać chuchając na nie. Zauważył to i oddał mi swoje,nie mówiąc przy tym ani słowa. Uśmiechnął się tylko.Jego uśmiech był taki miły,że od razu cieple mi się zrobiło.Powiedział jedzie,spojrzałam na niego On znowu powtórzył "autobus jedzie" i znów się zarumieniłam,na szczęście nie było widać. Tak zmarzłam,że pewnie wyglądałam jak czerwona marchewka.Przyjechał wreszcie pomyślałam...Wsiedliśmy i stało się. Niestety nasz autobus nie chciał ruszyć z miejsca. Kierowca oznajmił,że dziś mamy chyba wolne, bo dalej nie pojedziemy. Wysiadłam z tego "wehikułu" zaczęłam iść w stronę domu. Wtedy On zawołał...