Hej, mam 22 lata i nienawidzę swojego rodzeństwa chodź jesteśmy zespołem. Wszystko stało się w 2015 roku gdy jechaliśmy nad jezioro. Kierowała ta przeklęta Rydel! Właśnie wpadaliśmy w zakręt. Ta idiotka nie miała prawa jazdy... Ja i Tyfany siedzieliśmy z tyłu pojazdu. Był to bus mojego taty, taki niebieski jak oczy... oczy tej jednej... tej którą straciłem przez blond włosom diablice. Byliśmy w siebie wpatrzeni, do tej pory czuję dreszcz ociekający moje ciało po każdym pocałunku i spojrzeniu Tyfany. Ona.. moja (nie) siostra "wpadła w poślizg" i wtedy...jak ja mogę tego nie pamiętać! Nie będę winił siebie. Będę winił tą przeklętą... moją.... moją nikogo bo mam ochoty jej nie znać! Szkoda tylko, że zdążyłem zobaczyć Tyfany w jej ostatnich chwilach. Obudziłem się w szpitalu podobno po tygodniu od momentu wypadku. Zapytałem gdzie Tyfany. Nikt nie śmiał się odezwać! NIKT! Zacząłem się rozglądać po sali. Rydel rozmawiała z kimś przez telefon. Czułem ból w sercu. Po zakończeniu rozmowy telefonicznej ona wybiegła. Nikt nie dawał mi znaków, dlaczego tam byłem, dlaczego niema ze mną Tyfany. Wstałem z łóżka szpitalnego i wstąpił we mnie diabeł. Przedmioty latały po pomieszczeniu. Nikt się nie odezwał. Zasnąłem... Obudziłem się wieczorem... ale nikogo przy mnie nie było. -GDZIE JEST TYFANY?! W odpowiedzi usłyszałem własne echo.All Rights Reserved