Szłam truchtem po piaskowej drodze przeznaczonej dla ciężarówek,które wiozły zwierzęta do nowych właścicieli bądz rzeźnika.W powietrzu unosił się stęchły zapach zwierzęcych otchodów mieszających się z swądem rozkładających się ciał.Moje conversy odbijały się z lekkością od ziemi po kamieniach,które zostały tylko pamiątką po asfaltowej ulicy,wyniszczonej przez nielegalnych rajdowców.Dzień był pochmurny,w niektórych momentach mojej wędrówki zaczeły kropić krople wody,moje włosy już dawno były przemoknięte,po ,,żarcie'' moich ,,byłych'' znajomych.Wylali mi kubeł zimnej wody na głowę.Przyśpieszyłam kroku gdy usłyszałam pisk opon samochodowych.Znowu pewnie jakiś wyścig,zaczeły mnie już denerwować,więc na złość im weszłam na środek ulicy by nie mogli przejechać.Na starcie,już usłyszałam donośne trąbienie.
Teraz zobaczycie, co to prawdziwy wyścig.
Będę tu pisał głównie o mojej dysforii, problemach, sytuacjach z życia i przemyśleniach. Uznajmy, że będzie to coś na kształt mojego dziennika. Z góry przepraszam za przekleństwa i mój dziwny humor.