Dylan O'Brien był moim przyjacielem odkąd tylko pamiętam. Zdaje się, że nasza relacja zaczęła się któregoś razu w piaskownicy, kiedy od razu poczuliśmy jakąś dziwną nić porozumienia. Niewiele z tego pamiętam, jednak wyryło mi się w pamięci, że kiedyś za garażami złożyliśmy przysięgę na mały palec - będziemy przyjaciółmi do końca świata. I od tamtego czasu byliśmy dla siebie bliscy. Nie byliśmy nierozłączni, nie chodziliśmy wszędzie za rączkę, on nie był tylko dla mnie i ja nie byłam tylko dla niego. Każde z nas prowadziło swój własny tryb życia, jednak zawsze któreś z nas było obecne w życiu drugiego. Dylan potrafił mnie wesprzeć, poprawić humor czy zmotywować, kiedy tego potrzebowałam. Był kimś, do kogo zawsze można było wrócić i pogadać o wszystkim. Nie sądziłam, że słowa wypowiedziane bez głębszego zastanowienia zostaną pomiędzy nami na zawsze. Opowiadanie inspirowane szkolnymi plotkami (no bo dlaczego nie xd)