Przechadzałem się wolno po splamionym, zakurzonym dywanie. Wokół mnie rozlegały się głośne, rozbawione krzyki i okropna muzyka, której sam nigdy nie puściłbym na żadnej imprezie. Zaczesałem włosy do tyłu bladą dłonią i rozejrzałem się po ciemnym pokoju. Przydałaby mi się nowa sztuka, bo Eve zaczyna strasznie marudzić na temat moich włosów (co jest z nimi nie tak dziewczyno?!), no i nie daje mi się dotknąć. Straszna z niej cnotka. Wpatrzyłem się we wnękę pod schodami gdzie stała niewielka, odrapana sofa. Rudowłosa, piegowata dziewczyna siedziała na niej sama z naburmuszoną miną. Jakiś koleś przeszedł obok niej i dmuchnął jej dymem ze skręta prosto w twarz. Zamrugała szybko, po czym zaciągnęła się porządnie. Uśmiechnąłem się i dopiłem resztę wina ze swojego czerwonego, plastikowego kubka. Rzuciłem go w głąb zatłoczonej kuchni czując, że jest już pusty, a potem znowu skierowałem swoją uwagę na rudzielca. Nasze oczy spotkały się, a ja uśmiechnąłem się do niej czarująco, jak to miałem w zwyczaju. Odpowiedziała promiennym zaskoczonym uśmiechem, co mnie nie zdziwiło. Każda dziewczyna w mojej szkole marzy, żebym poświęcił jej chociaż sekundę swojego cennego czasu. Odgarnęła z czoła rudy kosmyk i zatrzepotała rzęsami. No proszę, kokietka. Zakręciła na palcu włosy i nagle stało się coś, co nigdy mnie nie spotyka. Wystawiła mi środkowy palec z pogardą na twarzy. Skrzywiłem się zaskoczony i zmarszczyłem brwi. Co to ma znaczyć? Żadna dziewczyna mi się nie opiera! One mnie wręcz pragną! Nawet te zajęte! Co jest do cholery?! Milo Howard zawsze ma wszystkie!