Nie umiałem sobie z tym poradzić. Każdy patrzył na mnie z góry, ich wzrok mnie pożerał. Płonące nuty, zgniatali mnie. Moja egzystencja nie istniała, dla nich to nie było normalne fukcjonowanie. Chciałem się zrelaksować, chciałem odetchnąć. Jak oddychać stęniałym powietrzem, który działa na moje płuca niczym kwas. Umierające wnętrzności. Wylewało się ze mnie, coraz więcej puzzli brakowało. Czuję się świetnie, mamo. Spojrzałem na swoje poranione dłonie, podobno były idealne. Nie wierzyliście we mnie, postanowiłem się wznieść. Demoniczny uśmiech, ostatnie sekundy. Odgrodziłem się od waszych niedowierzeń, od waszej gnijącej kolejki losu. Skuty więziami kolczastych drutów, objawiam się wam. Jabłko Adama ściskane elektryczną kolczatką, upij kroplę czerwonej cieczy. Szkice nie mające prawa bytu. Obojętne organizmy zwane społeczeństwem, zamaskowane twarze. Zatrute tęczówki, kłamcy. To ja, Mino. Wasz nowy wybawca. Smażcie się w piekle, ja dopilnuję ognia.
Spotkała go przypadkiem. Héctor wydawał się częścią tego miasta - pewny siebie, uśmiechnięty, jakby znał wszystkie jego sekrety. Nie potrzebował wiele, by zwrócić na siebie uwagę, ale to, co przyciągnęło dziewczynę, nie było jego nazwisko, o którym mówiła cała Barcelona. Było coś w jego spojrzeniu, jakby za uśmiechem kryło się coś więcej.