Świat bez Ligii Sprawiedliwych, bez Ligii Młodych, a mimo wszystko ich życie wydaje się być perfekcyjne. Mają rodziny, o których inni mogą tylko pomarzyć. Im samym wydaje się, że są tacy sami, jak zawsze, nie zdając sobie sprawy, że coś jest nie tak. Że oni nie są tacy, jacy być powinni. Ale kto się będzie tym przejmował, jeśli nie ma osoby, która dostrzeże ten stan rzeczy?
***
Luźna historia, napisana dla odprężenia się, a teraz po drobnej korekcie udostępniona Tobie, drogi czytelniku, do przeczytania i ewentualnie do ocenienia.
Sześć rozdziałów o siódemce różnych, młodych ludzi. Ani rozdziały, ani oni sami nie mają ze sobą nic wspólnego. No, prawie.
Nie jestem właścicielką Ligii Młodych i nie czerpię żadnych korzyści materialnych z tego opowiadania.
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zaciskając usta- jesteś tu sam?- spytał Tony. Uznał milczenie młodszego za odpowiedź twierdzącą- a to? To twoje?- wskazał na laptop. Brunet kiwnął niepewnie głową. Czarnowłosy przez chwilę wpatrywał się w chłopca w oniemieniu. Laptop należał do niego. Laptop, z którego ktoś obrabował banki z kilkudziesięciu tysięcy dolarów, włamał się do bazy Tarczy i napisał obraźliwe maile do dyrektora największej organizacji antyprzestępczej na świecie, należał do czternastoletniego chłopca.
-Ukradłeś go- oznajmił bezceremonialnie milioner.
-Nie!- warknął natychmiast Peter. Tony zaśmiał się cynicznie, kręcąc głową.
-Pakuj się- rozkazał, odsuwając się od rzeczy chłopca.
-Niby dlaczego?- rzucił chłopiec, splatając ręce na klatce piersiowej. Tony wypuścił głośno powietrze.
-Pakuj się, albo to wszystko tu zostaje. Bo ty na pewno nie możesz tu zostać. I nie dyskutuj- powiedział, gdy zobaczył, jak młodszy otwiera usta- oboje wiemy, że nie masz ze mną szans."