Wyglądając przez okno sypialni, Ronnie zastanowiła się, czy pastor Harris jest już w kościele. Uznała, że musi być, i gdy obserwowała fale, które załamywały się na plaży, zadała sobie pytanie, czy był jeszcze w stanie dostrzec grę światła wpadającego przez witraż nad jego głową. Może nie - witraż zamontowano przecież ponad miesiąc temu, a pastor był pewnie zbyt zajęty, aby jeszcze zwracać na niego uwagę. Mimo to miała nadzieję, że ktoś, kto przyjeżdża do miasteczka, zagląda do kościoła i zdumiewa się tak samo jak ona, gdy tamtego zimnego listopadowego dnia pierwszy raz zobaczyła światło zalewające wnętrze. Liczyła też na to, że gość poświęci chwilę uwagi temu witrażowi i będzie podziwiał jego piękno. Nie spała od godziny, ale nie była jeszcze gotowa, żeby rozpocząć dzień. Święta miały inną atmosferę tego roku. Poprzedniego dnia zabrała młodszego brata, Jonah1, na spacer po plaży. Tu i tam na tarasach domów, które mijali, stały bożonarodzeniowe choinki. O tej porze roku mieli plażę prawie wyłącznie dla siebie, ale Jonah nie wykazywał zainteresowania ani falami, ani mewami, które tak go fascynowały jeszcze kilka miesięcy wcześniej. Chciał natomiast pójść do warsztatu i zaprowadziła go tam, chociaż przebywał w środku zaledwie parę minut, a potem wyszedł bez słowa. Na półce obok niej leżał stos oprawionych w ramki zdjęć, które wraz z innymi przedmiotami zabrała z alkowy tamtego rana. Oglądała je w ciszy, dopóki nie przerwało jej pukanie do drzwi. Mama wetknęła głowę do pokoju. - Chcesz śniadanie? Znalazłam w kredensie jakieś płatki zbożowe... - Nie jestem głodna, mamo. - Musisz jeść, kotku. Ronnie wciąż spoglądała na fotografie, ale nic nie widziała. - Nie miałam racji, mamo. I nie wiem, co teraz zrobić. - Chodzi ci o tatę? - O wszystko. - Chcesz o tym porozmawiać? Ponieważ Ronnie nie odpowiedziała, mama przeszła przez pokój iAll Rights Reserved
1 part