Wstęp

341 18 1
                                    

Wzrok zebranych w tajemnej krypcie był skupiony na mężczyźnie, który chwilę wcześniej dobył miecza próbując się obronić. Sytuacja była w tym momencie napięta i nikt nie wiedział jak zareagować, co zrobić lub co powiedzieć. Bali się, że to co siedziało w głowie niektórych może okazać się prawdą, której nie chcieli do siebie dopuścić. Napięcie wzrosło gdy Jin Guangyao potwierdził ich rozmyślania.

-Nik nie mógł dobyć miecza, gdyż ten zapieczętował się zaraz po śmierci patriarchy Yiling, Wei Wuxiana! -Powiedział drżącym głosem trzymając martwe ciało Qin Su -Jak długo zamierzałeś ukryć swoją tożsamość i nas wszystkich okłamywać? -Powiedział do mężczyzny odkładając martwą kobietę by po chwili zaatakować go. Jednak nie udało mu się to, gdyż Hanguang-Jun zablokował cios swoim mieczem wybiegając razem z Wei Wuxianem z aromatycznego pałacu*. Wszyscy natychmiast ruszyli za nim nie chcąc mu daleko uciec. Nie teraz gdy prawda wyszła na jaw.

-No dalej odsłoń twarz! Przecież już teraz każdy wie, że Wei Wuxian powrócił do żywych -Powiedział Jin Guangyao schodząc powoli na dół w jego stronę z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Wiedząc, że i tak nie ma nic do stracenia zdjął maskę z twarzy upuszczając ją na ziemię. Wiedział doskonale, że to może się stać, że jego prawdziwa tożsamość może kiedyś wyjść na jaw. Westchnął cicho zwracając się do Lan'a:

-Lan Zhan, masz teraz szansę stąd iść by utrzymać swoją reputację -Powiedział Wei Ying z delikatnie drżącym głosem stojąc z nim twarzą w twarz.

-Obiecałem sobie, że nigdy cię nie porzucę i będę zawsze cię chronić -Powiedział spokojnie sparując cios wymierzony w tego drugiego. Obaj walcząc starali się zejść na dół by móc szybciej uciec. Nie wiedzieli, gdzie uciec ale obaj wiedzieli to, że muszą się ukryć by nie narazić drugiego na gniew ludzi. Widząc, że za nimi nie ma straży ruszyli do przodu. Drogę zagrodził im Jin Ling, który ze spuszczoną głową trzymał w dłoni swój miecz. Widząc go Wei Ying postanowił zareagować, jednak nik nie wiedział i tym, że widzą go poraz ostatni.

-Jin Lin słuchaj wytłumaczę ci jak sytuacja się uspokoi -Powiedział Wei Wuxian do chłopaka z delikatnym uśmiechem na twarzy, który w mgnieniu oka zmienił się na grymas bólu, a w kąciku ust pojawiła się krew. Był przerażony, nie przeczuwał, że może się to stać. Nigdy się nie spodziewał, że ten chłopak pokierowany nienawiścią innych do patriarchy Yiling to zrobi.

-Wei Ying! -Krzyknął przerażony Lan Wangji odpychając młodszego jak najdalej łapiąc demonicznego kultywatora upadającego na ziemię w ramiona.

-Ten dzieciak trafił w to samo miejsce co jego wuj -Powiedział cicho Wei Ying, a na dłoni pojawiła się coraz to więcej krwi, a jego twarz robiła się coraz bardziej bledsza.

Nie mając sił opadł w ramiona starszego brudząc jego nieskazitelnie białe szaty krwią. Mimo to Lan Wangji nie przejmował się tym, teraz najważniejszy był on, który powoli umierał w jego ramionach. Przerażony zaczął przesyłać mu energię duchową chcąc by jednak przeżył. Nie chciał dopuścić do myśli, że znów może go stracić.
Nagle z nieba zaczął lać deszcz, jakby pogoda czuła jego narastający smutek, żal i złość.

-Wei Ying nie umieraj! Proszę....-Przerwał czując jak w jego gardle rośnie gula, która nie pozwalała mu cokolwiek powiedzieć. -Nie mogę cię znów stracić po tym jak cię odzyskałem -Mówił zrozpaczony dalej starając się przesyłać mu energię duchową
Nie chciał i nie mógł ponownie dopuścić do jego ponownej śmieci.

-C-Co ja najlepszego zrobiłem? -Wyszeptał Jin Ling upuszczając zakrwawiony miecz, który upadł na ziemię -Ja nie chciałem -Mówił szeptem starając się wytrzeć łzy, które ciągle spływały po jego twarzy nie chcąc przestać płynąć.

Ostatnia Szansa~Mo Dao Zu ShiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz