Przestań! On odszedł! Odszedł dawno i na zawsze!- Twarz Mary przybrała barwę dojrzałego pomidora- Dlaczego? Dlaczego nie możesz o nim zapomnieć? Od ponad trzech lat jesteśmy zaręczeni, mamy się pobrać, a mimo to jedyną osobą, o której potrafisz myśleć jest ten przeklęty Sherlock. John błagam cię, zapomnij o nim, masz mnie.- Do jej oczu napłynęły łzy.
Watson stał i patrzył tępo przez okno na ulice Londynu.
- On zdechł- Wypowiedziała z początku szeptem jednak po chwili zaczęła krzyczeć- On zdechł! Słyszysz?! Zdechł jak zwykły pies! Od trzech lat leży zakopany pod ziemią!
Doktor odwrócił się gwałtownie łapiąc narzeczoną boleśnie za ramiona.
- NIE WAŻ SIĘ TAK O NIM MÓWIĆ!- W jego oczach zdawał się zapłonąć ogień nienawiści.
Odepchnął kobietę od siebie, przez co ta z hukiem upadła na ziemie. Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Skierował swe kroki w stronę miejsca, w którym spędzał każda wolną chwilę.
Na tablicy nagrobka zaczęły pojawiać się ślady kropel. John siedział na ziemi z podkulonymi nogami nie zwracając uwagi, na coraz mocniej padający deszcz. Wpatrywał się w napis głoszący ,,Sherlock Holmes”.
- Gdzie jesteś?- Wypowiedział to tak, że tylko osoba, która stałaby koło niego byłaby wstanie usłyszeć.- Gdzie się ukryłeś? Wróć, wróć do mnie. Wiem, że żyjesz. Nie mogłeś umrzeć, nie ty. Śmierć do ciebie nie pasuje. To pewnie znów jeden z twoich głupich eksperymentów.- Upadł na plecy- Trzy lata to zdecydowanie za dużo. Wracaj.
Leżał tak jeszcze jakiś czas, aż do chwili, kiedy krople spadające na jego twarz stały się już zbyt irytujące. Podniósł się, spojrzał ostatni raz na tablice i odszedł. Zmierzał w kierunku domu. Nie, nie do domu gdzie czekała Mary. Tego miejsca nie uważał za dom, jedyne miejsce, które mógłby tak nazwać to te na Baker Street 221b. Mimo faktu, że zamieszkał z narzeczoną poprosił panią Hudson, aby nikomu nie wynajmowała ich mieszkania, oczywiście opłacał je, co miesiąc. Wpadał tam od czasu do czasu, aby odwiedzić właścicielkę, bądź żeby, choć trochę poczuć się jak za dawnych czasów. Siadał w fotelu i gładząc delikatnie skrzypce Holmesa wypijał filiżankę lub dwie herbaty. Następnie przechadzał się trochę po mieszkaniu i wracał do szarej rzeczywistości. Niekiedy zdarzało mu się wejść do sypialni detektywa i leżąc na jego łóżku uronić kilka łez.
Stanął przed drzwiami domu. Zastukał kołatką, lecz nikt nie zareagował. Ponowił czynność jednak z tym samym skutkiem. Wyjął klucze i otworzył drzwi.
- Pani Hudson!- Zawołał jednak odpowiedziała mu jedynie cisza. Rozejrzał się chwilę i stwierdził, że właścicielka musiała gdzieś wyjść. Wszedł na górę, jak za każdym razem odczuwał pewien ból i smutek.
Podszedł powoli do kominka, na którym stała czaszka. Dotknął jej opuszkami palców.
- Wróciłem- powiedział jak za dawnych czasów, gdy wracał z pracy bądź sklepu.
- Witaj z powrotem- usłyszał za sobą tak dobrze znany mu głos
Odwrócił się natychmiast. Stał tam, stał w drzwiach. Wydawał się trochę bladszy i chudszy niż, kiedyś jednak to był on, ten sam Sherlock. Watson stał jak wmurowany, starał się coś powiedzieć jednak jedyna rzecz, jaka mu wyszła to poruszanie ustami. Jego oczy zaszkliły się, a po policzkach spłynęły pojedyncze łzy. Brunet pokonał dzielącą ich odległość w 3 krokach. Objął go i przycisnął do siebie. Blondyn zaczął szlochać
- Ty idioto, ty cholerny kretynie- Uderzył go pięścią w klatkę piersiową, jednak to uderzenie nie było mocne.- Ty pieprzony idioto. Tak bardzo cię za to nienawidzę.- Jego szloch stał się donośniejszy.
Detektyw położył swoją rękę na włosach doktora.
- Przepraszam- Mówiąc to złożył pocałunek na jego głowie.- Wróciłem, wróciłem do ciebie.
John objął Holmesa i zacisnął palce na jego płaszczu jakby obawiając się, że ten za chwilę znów zniknie.
Gdy blondyn się uspokoił, Sherlock złapał go za podbródek i uniósł jego głowę do góry. Patrzył przez chwilę w jego oczy, po czym złożył na jego ustach pocałunek. Początkowo był on jednostronny, lecz po chwili został odwzajemniony. Z każdą chwilą stawał się, co raz dzikszy i dość niezdarny. Watson przycisnął drugiego do ściany. Włożył swoją swoją dłoń pod jego koszule, na co brunet zareagował pomrukiem. Sherlock wprost zerwał koszulę z ciała blondyna. Ten nie pozostawał dłużny i to samo zrobił z górną częścią ubioru swojego partnera. Doktor zszedł pocałunkami na obojczyki. Holmes wbił swoje paznokcie w plecy doktora.
- Moja czy twoja sypialnia?- Powiedział pospiesznie Watson.
- Moja jest bliżej- Odpowiedział skrzypek wracając do dzikiego pocałunku.
Szli nie odrywając się od siebie, co chwile potykając się o własne nogi. Wpadli do pokoju rzucając się na łóżko. W ich oczach płonęło pożądanie, tęsknota i… miłość.
Tej nocy żaden z nich nie myślał o śnie liczył się tylko ten drugi.
Obudziły go promienie słońca świecące mu prosto w twarz. Spojrzał na swoją klatę piersiową, na której w najlepsze spał jego Sherlock. Nie wiedział, czemu zniknął na te trzy lata jednak to nie było teraz ważne liczyło się teraz tylko to, że go odzyskał, że znów ma go przy sobie i nigdy już mu nie pozwoli odejść. Mary, właśnie teraz sobie uświadomił, że jest przecież zaręczony. Doskonale rozumiał, że złamie jej tym serce.
- Daj sobie z nią spokój, nigdy jej nie lubiłem. Jest głupia i nie pasuje do ciebie. Co innego ja- Sherlock wyciągnął się wciąż leżąc na swoim partnerze.
- Skąd ty…
- Och przestań chyba, przez te trzy lata zapomniałeś jak genialny jestem.
- Taak i jak bardzo narcystyczny.
- Po prostu doceniam to, co we mnie najlepsze- Podniósł się i złożył pocałunek na ustach doktora uniemożliwiając mu w ten sposób skomentowanie swojej wypowiedzi.
Miał racje zerwanie zaręczyn nie obyło się bez krzyków, łez i bólu policzka. Jednak nie przejmował się tym w końcu miał przy sobie osobę, którą kochał. Miał przy sobie swojego Sherlocka, natomiast Holmes miał przy sobie swojego Johna.