Nazywasz się Sarafina Winchester, wszyscy nazywają cię Sara. Mieszkasz razem ze swoimi dziadkami na przedmieściach Londynu w niewielkim domu z dużym ogrodem. Wychowują cię od urodzenia ponieważ twoja mama zmarła przy porodzie, a ojca nie znasz. Jesteś prowadzącą zwyczajne życie jedenastoletnią dziewczyną, lecz dzięki swojej arystokratycznej urodzie wydajesz się nieco starsza. Jesteś niską, szczupłą nastolatką o hebanowych, gęstych włosach sięgających do pasa, ciemnobrązowych oczach i oliwkowej cerze. Kochasz taniec - jest to Twoja największa pasja. Zawsze śmialiście się, że jak tylko nauczyłaś się chodzić to pierwsze kroki pokierowałaś na parkiet. Nie odczuwałaś braku rodziców, twoi dziadkowie dawali ci bardzo dużo miłości i ciepła, dużo się razem śmialiście i wygłupialiście, wspierali każde twoje marzenie. Często słyszałaś jaka jesteś podobna do matki, byłaś jej sobowtórem. Twoja babcia tylko raz wspomniała o twoim tacie, kiedy po twojej kolejnej wizycie u dyrektora szkoły, powiedziała, że jesteś tak samo niepokorna i uparta jak on.
Pamiętasz ten dzień bardzo dokładnie, w tym dniu zmieniło się całe twoje dotychczasowe życie. Był to ciepły i słoneczny wakacyjny poranek, 30 lipca 1991 roku. Wstałaś jak codziennie wcześnie rano, obudził cię zapach świeżo zaparzonej kawy i usmażonej jajecznicy. Szybko i z uśmiechem na twarzy wyskoczyłaś z łóżka biegnąc w stronę schodów prowadzących do kuchni. Przywitałaś dziadków jak zawsze całusem w policzek i usiadłaś obok nich. Kiedy upiłaś parę łyków herbaty ze swojego kubka, do twoich uszu doszedł cichy odgłos szelestu za oknem, rzuciłaś okiem na dziadka , jednak on nie wychylił nosa zza gazety. Po chwili usłyszałaś wyraźny dźwięk trzepotu skrzydeł, spojrzałaś na babcię ale ona dalej smażyła jajka na bekonie. Nie wytrzymałaś, ciekawość wzięła w górę i podeszłaś do okna. Tam ku swojemu zdziwieniu dostrzegłaś sowę lecącą w stronę drzwi twojego domu. Przez otwór w drzwiach na wycieraczkę wleciał zaadresowany do ciebie list. Na odgłos uchylanej klapki podeszłaś wolnym, pełnym zaciekawienia krokiem, podniosłaś kopertę na której odwrocie widniała pieczęć Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Wyjęłaś list z koperty i czytałaś go uważnie idąc w stronę kuchni. Dziadkowie patrzyli na ciebie z niecierpliwością w oczach, kiedy dostrzegli kopertę w twoich rękach. - Tak! Wiedziałem! Mówiłem, że jesteś wyjątkowa!- krzyknął dziadek z dumnym wyrazem twarzy.-Nie mogę w to uwierzyć!- szepnęłaś odrywając się od czytania listu. - Czytaj ten list na głos kochana!- powiedziała szczęśliwa babcia, kładąc swoją rękę na twoim ramieniu.
Dziadkowie opowiedzieli ci jak tydzień temu odwiedził ich pewien niezwykły, starszy człowiek, który przedstawił się jako Albus Dumbledore. Z przyjemnością poinformował ich o fakcie twojego przyjęcia do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nazajutrz 31 lipca, wieczorem na waszym podwórku zaparkował latający motocykl, którego kierowcą był ogromny człowiek o gęstej, czarnej brodzie ubrany w brązowy znoszony płaszcz.- Rubeus Hagrid, strażnik kluczy i gajowy Hogwartu , szanowni państwo- przedstawił się ściągając gogle i podając twojemu dziadkowi olbrzymią dłoń. - Ty, urocza damo jesteś zapewne Sara. Wskakuj i jedziemy po jeszcze jednego przyszłego czarodzieja. Szybko, szybko bo czas nagli!- dodał z uśmiechem na ustach, wskazując ci pojazd. Wzbiliście się w powietrze. Niebo było granatowe, rozświetlało je światło migających gwiazd. Podczas lotu parę razy wyciągałaś rękę tak jakbyś chciała ich dotknąć, co powodowało radosny chichot Hagrida. Niebo zmieniało się podczas waszej drogi, lecieliście nad wzburzonym morzem, a wokół szalała burza. Złapałaś się mocniej jednej z kieszeni płaszcza tego przyjaznego olbrzyma, nie chcąc zostać zwianą przez potężny wiatr. Wylądowaliście na malutkiej wysepce, na której znajdowała się latarnia morska. - Poczekaj na mnie dziecino , idę po twojego towarzysza. - powiedział Hagrid i wywarzając drzwi (z buta wjeżdżam xd) wszedł do środka. Usłyszałaś krzyki i migające postacie poruszające się w środku. Następnie jakby pojawił się ogień oświetlający wnętrze latarni. Dostrzegłaś Hagrida siedzącego przy kominku rozmawiającego z drobnej budowy chłopcem. Nie minęło kilka minut, a dostrzegłaś dwie sylwetki idące w twoim kierunku. - Harry?- zaczęłaś niepewnie , widząc brązowowłosego chłopca o drobnej budowie i okularach na twarzy.- Sara?!- powiedział zaskoczony twoim widokiem chłopak.- Aha, czyli nie muszę was już sobie przedstawiać- wtrącił zdezorientowany Hagrid. - Nie, my znamy się ze szkoły- wyjaśniłaś ze szczerym rozbawieniem. - Myślałem, że mnie nie skojarzysz- powiedział Harry oddając uśmiech. - Trudno byłoby nie zapamiętać twojego imienia, skoro przedstawiałeś mi się za każdym razem jak ratowałam cię przed twoim głupkowatym kuzynem- wyjaśniłaś i przytuliłaś chłopaka, dodając. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Kroczyliście ulicami Londynu zastanawiając się gdzie kupicie takie przedmioty jak cynowy kociołek czy pióra i atrament, lecz Hagrid powiedział, że wie gdzie ich szukać. Weszliście do jednej z knajp mieszczących się na rogu ulicy. Nazywała się ,,Dziurawy Kocioł". W środku panował półmrok, wszyscy przyglądali się wam z podejrzliwością. Barman przywitał się z Hagridem, a ten wytłumaczył, że nie jest tu prywatnie tylko w sprawach Hogwartu, kładąc rękę na ramieniu Harry'ego. Oczy wszystkich kierowały się ku twojemu koledze, zaczęli mu ściskać dłonie i witać go przyjaźnie. Poznaliście też prof. Quirella, który będzie was uczyć obrony przed czarną magią. Weszliście bocznym wejściem w uliczkę za budynkiem na końcu, której Hagrid postukał w mur, który rozstąpił się ukazując przed wami ulicę Pokątną. Miałaś wrażenie, że przeniosłaś się do innej epoki, ludzie wyglądali zupełnie inaczej. Mijaliście tłumy głośnych i zadowolonych postaci w długich płaszczach i ekscentrycznych kapeluszach. Gwar i tłok panował wszędzie, ale nie zwracaliście na to uwagi ponieważ byliście zbyt oczarowani pięknem i magią tego miejsca. Wpatrywałaś się w witryny sklepowe i przysłuchiwałaś się rozmowom ludzi o rzeczach, które były dla ciebie nowe i obce. Na początek udaliście się do Banku Gringotta , gdzie okazało się, że Ty i Harry macie dość pokaźne konta. Odwiedziliście też tajemniczą kryptę z której Hagrid zabrał malutki pakuneczek mieszczący się w jego kieszeni. Zapytany o niego odpowiedział wam, że to sprawy Hogwartu i nie może nic mówić. Byłaś oczarowana urokiem ulicy Pokątnej , wciąż kręciłaś głową z jednej witryny do drugiej. Z transu wyrwał cię głos Harry'ego, który stwierdził, że brakuje wam różdżek. - To idźcie do Ollivandera , on ma najlepsze- rzucił i zostawił was pod sklepem mówiąc, że ma coś do załatwienia i zaraz wróci. Ollivander okazał się nieco szalonym mężczyzną w starszym wieku. Nie wiesz dlaczego, ale przypominał ci Szalonego Kapelusznika z " Alicji w krainie czarów " dzięki czemu od razu zyskał twoją sympatię. Najpierw różdżkę wybrał Harry. Ollivander jak reszta zachwycał się nim i zdradził kilka faktów z jego życia. po czym spojrzał na ciebie z taką samą ciekawością. - No dobrze, Saro. Teraz twoja kolej- rzekł sprzedawca. Wzięłaś do ręki jedną z podanych przez niego różdżek i machnęłaś nią z gracją. W tym momencie wyleciały z niej srebrno-złote iskierki, unoszące się nad tobą.-A to ciekawe- rzekł Ollivander akcentując każde słowo. Różdżka która cię wybrała to : 11 cali, heban, pióro feniksa, bardzo poręczna różdżka z tego drewna najlepiej pasują do ludzi, którzy mają odwagę być sobą i nie zmieniają się pod wpływem otoczenia. Właściciel tej różdżki to osoba o czystym sercu, która nie para się z czarną magią. Idealna do pojedynków. Wybiera osoby odważne , śmiałe i ofiarne. Takie, które nie zawahają się oddać życia w imię swoich wartości.
Po kupieniu odpowiednich różdżek usłyszeliście pukanie w okno. Był to Hagrid z dwoma klatkami. W jednej znajdował się bury kot, a w drugiej śnieżna sowa. Ty otrzymałaś kota, którego nazwałaś Tango, natomiast sowa Harry'ego otrzymała imię Hedwiga. Hagrid razem z Harrym udali się po wasze szaty do sklepu Madame Malkin , Ty natomiast udałaś się do księgarni Esy i Floresy. Jedna z książek, którą chciałaś zdobyć znajdowała się na najwyższej półce, jako że nie zostałaś obdarzona wysokim wzrostem i musiałaś sobie jakoś poradzić to stanęłaś na palcach lecz to nie poskutkowało. Nie usłyszałaś nawet jak do środka wchodzi dość duża i roześmiana rodzina. Nagle poczułaś jak ktoś łapie cię w pasie, odstawia na ziemię i podaje upragnioną książkę. - Postanowiłem ruszyć na ratunek, jak tylko wyobraziłem sobie tą półkę spadającą na ciebie.- usłyszałaś przyjazny, roześmiany głos. Należał on do wysokiego i szczupłego chłopaka o rudych włosach i brązowych oczach.- W takim razie mogę wiedzieć jak mój rycerz ma na imię?- zapytałaś z figlarnym uśmiechem.- George Wesley, do usług- powiedział kłaniając ci się w pas.- A czy Pani wyjawi mi swoje imię?- zapytał z równie figlarnym uśmiechem.- Sara Winchester- mówisz wyraźnie rozbawiona tą sytuacją. Nagle obok Georga pojawił się identyczny chłopak. - Oto mój brat, sir. Fred, moja Pani- przedstawił go twój wybawca, któremu bardzo się ta zabawa spodobała. George postanowił cię zaprosić na lody w ramach podziękowania uratowanie życia. Gdy wychodziliście ze sklepu otworzył przed tobą drzwi, przepuszczając cię w nich. Dostrzegłaś zdumienie na twarzy jego rodziców.
CZYTASZ
Twoja historia z Georgem
FanfictionJesteś zwyczajną dziewczyną mieszkającą w Londynie. Wszystko zmienił jeden list.