1

5.9K 260 11
                                    

1

Vivienne

Kiedyś uwielbiałam spać. Z pełną świadomością wylegiwałam się do popołudnia zapadając co chwila w niespokojne drzemki. Tylko sen przynosił mi ukojenie i pozwalał zapomnieć o wszystkim, pozwalał unikać ojca. Teraz wstawałam skoro świt, nie chcąc tracić ani minuty ze zbyt krótkiego dnia. Życie było zbyt piękne, żeby marnować je na sen. Kiedyś, zanim poślubiłam Ricardo nadużywałam różnego rodzaju leków, w tym opium. Kiedyś potrzebowałam ich, żeby móc normalnie funkcjonować. Teraz prowadziłam życie, o jakim zawsze marzyłam, miałam kochającego męża, który był ideałem, spełniałam marzenia i w końcu przestałam się bać własnego cienia.

Kłamstwo.

Nadal się bałam, nadal bałam się, agresji mężczyzn, nadal bałam się, kiedy ktoś podnosił przy mnie rękę, nawet przypadkiem, ale teraz miałam pewność, że mój mąż by ją połamał, gdyby była wymierzona we mnie.

Byłam żoną Ricardo już pięć lat. Wyszłam za niego będąc prawie jeszcze nastolatką. Długie miesiące zajęło mi przywyknięcie do tej nowej sytuacji. Wzdrygałam się ze strachu za każdym razem, kiedy do mnie podchodził, kiedy był zdenerwowany albo kiedy wracał nocą ze swoich spotkań w oparach tytoniu i alkoholu. Ric jednak wykazał się olbrzymią cierpliwością, a ja z biegiem czasu przekonałam się, że to jedyny człowiek na tej ziemi, który nigdy nie zrobiłby mi krzywdy, nie wykorzystałby swojej siły przeciwko mnie.

Ricardo jak zwykle wstał przede mną. Jego połowa łóżka była już zimna. Tylko odbicie głowy na poduszce świadczyło, że spał ze mną. To nie było nic nowego, Ricardo żył właśnie w taki sposób, wypełniał obowiązki względem całej familii i swoich ludzi, nad wszystkim czuwał, pilnował interesów osobiście.

Wzięłam szybki prysznic i założyłam jasne jeansy i biały sweterek. Miałam nadzieje, że mój mąż jeszcze nie wyszedł, że złapie go przy śniadaniu.

Gdy zeszłam na dół, Ricardo siedział przy ogromnym stole w jadalni i czytał poranną gazetę. W dłoni miał filiżankę z kawą i kiedy tylko usłyszał kroki, uniósł głowę i uśmiechnął się do mnie z czułością.

– Czemu zrywasz się tak wcześnie? – zapytał, odkładając na bok gazetę i odsuwając dla mnie krzesło obok siebie, na którym natychmiast usiadłam. – Masz dziś wolne, prawda?

Dzięki niemu skończyłam prawo. Dzięki niemu dostałam staż w jednej z najlepszych kancelarii. Dzięki niemu żyłam i byłam szczęśliwa, rozwijałam się, spełniałam marzenia i podróżowałam. Bo mi na to pozwolił. W świecie, w którym się wychowałam, kobieta nie mogła samodzielnie wybrać na wieczór sukni, nie mogła bez pozwolenia wyjść do fryzjera czy kosmetyczki. Kiedy mieszkałam z ojcem, nie mogłam wychodzić nigdzie, to fryzjerka musiała przyjechać do mnie. Chodziłam do prywatnej żeńskiej szkoły, z której o czasie zawsze odbierał mnie kierowca. Nie było mowy o wypadzie z koleżankami choćby na zakupy. Moja reputacja była jedyną cenną rzeczą, a ojciec dostawał szału na samą myśl, że gdybym coś zrobiła, jak moja matka, szanse na wydanie mnie dobrze za mąż byłyby bliskie zeru. Ojciec nigdy nawet nie marzył, że mogłabym wyjść za kogoś takiego, jak Ric, za samego Dona. Dla niego szczytem marzeń było widzieć mnie na ślubnym kobiercu z bratem Ricardo, Tizziano.

– Mam wolne. – Przyznałam, nalewając także sobie kawy, bez której nie wyobrażałam sobie dalszej części dnia. – Ale nie chciałam, żebyś wyszedł bez pożegnania.

– Będziesz tęsknić Vivienne? – zapytał mój mąż, śmiejąc się cicho. – To tylko dwa dni.

– Wiesz, że tak Ric. Uważaj na siebie, błagam cię.

Tylko Iluzja premiera 03.08.2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz