1

97 21 8
                                    

Gdyby zaczęło się tą opowieść od „dawno, dawno temu" to zupełnie mijałoby się to z prawdą. Bo zdarzyło się to całkiem niedawno, a dokładnie w kwietniu o dwunastej trzydzieści. Może graliście wtedy w jakąś grę albo zwyczajnie jeszcze spaliście bo był to początek weekendu. W tym czasie Bakugo Kastuki wychodził ze swojej kawalerki i zmierzał z czarną torbą na laptopa do pobliskiej kawiarni. Chodził do szkoły, która była kilka przystanków i kroków w błyszczących mokasynach od jego bloku w którym mieszkał. Przez znajomych z wykładów był tam przezywany „artysta" czego oczywiście nie znosił. Postanowili więc nazywać go „wierszopisarz". Wszystko to wzięło się z tego, że wygrał konkurs pisarski na napisanie jakiegoś wierszu, którego nikomu poza sędziami nie pozwolił przeczytać. Nie ważne w jakim konkursie literackim by startował i tak zawsze wygrywał pierwsze miejsce z czego jego znajomi po prostu cisnęli sobie beke.

Kawiarnie do której szedł znalazł na początku drugiego roku studiów kiedy miał ochotę napić się kawy. To było jakoś kiedy Kirishima i jego kumple zaczęli przypierdalać się do niego częściej niż zwykle, a nawet próbować wyważyć drzwi do jego mieszkania, do którego nie wiadomo skąd mieli adres. Czekał kilkanaście minut zanim odejdą i już miał plan wyskoczyć przez okno i za trzecim razem faktycznie musiał tak zrobić. Na szczęście mieszkał na drugim piętrze i posiadał całkiem długą drabinę, chociaż musiał zdjąć z niej wszystkie swoje roślinki i książki. No i nie miał ekspresu do kawy a tą ziarnistą pił codziennie rano dlatego kawiarnia blisko szkoły jakby spadła mu z nieba.

Nie miał za dobrego humoru bo miał dzisiaj ochotę założyć swój ulubiony jasno beżowy sweter bez rękawów i koszule, ale zauważył, że niestety jeszcze jej nie wyprał. Musiał więc wyjść w czarnym golfie. Ostatnio przez przyrost ilości pracy domowej i sprawdzianów zaczął zapominać o wielu ważnych czynnościach jak właśnie zrobienie prania. I jeszcze przyszło mu rozglądać się dookoła żeby upewnić się, że nie ma tu tych przydupasów. Nie chciał wyjść tylko na jedną pieprzoną imprezę bo najzwyczajniej nie miał ochoty obcować z żadnym osobnikiem rodzaju homo sapiens. Akurat wtedy wyszedł kolejny odcinek serialu który oglądał i na argument, że „przecież możemy obejrzeć go tam razem" tym bardziej nie chciał tam iść. Zamierzał delektować się każdą minutą tego odcinka sam z ciepłą herbatą i tyle się dla niego wtedy liczyło. A oni od razu pomyśleli, że ma jakąś depresje, mental break down czy cokolwiek innego. Niby nie ma nic złego w tym, że się o niego martwią ale w tym momencie robili to przesadnie.

Po wejściu przez szklane drzwi kawiarni z tabliczką „open" i usłyszeniu dzwoneczka który miał świadczyć o jego przyjściu od razu zrobiło mu się lepiej. Poczuł cały ten zapach kawy, ciche rozmowy i jakąś nutkę, chyba jazzhip'u. Sprawdził wzrokiem czy jego ulubiony stolik jest zajęty. Na szczęście był wolny, więc usiadł przy nim i wyjął swój stary czarny laptop. Po odpaleniu wszystkiego czego było mu trzeba zaczął zastanawiać się na jaką kawę ma ochotę.

Kiedy to blondyn próbował określić swój aktualny nastrój, i przeszukiwał swoje playlisty za ladą obok brunetki pojawił się mały piegowaty chłopiec. Mały bo był nie wiele od niej wyższy, ale jego bujne, roztrzepane loki dodawały mu może z dwa centymetry. Poprawił zawiązanie brązowego fartucha z jego imieniem i wziął kilka łyków wody.

— Ej widzisz tego chłopaka w rogu? Tego blondyna? – zagadnęła dziewczyna, na co ten zaczął poszukiwać wymienionego klienta wzrokiem – przystojniak co nie? Przychodzi tu prawie codziennie.

— Jak ci się podoba to do niego zagadaj.

— Pff, głupi jesteś.

Czasem miewał momenty w których serio nie rozumiał dziewczyn. Ta zamiast cokolwiek zrobić patrzyła się na tego chłopaka z uśmiechem.

— Może kiedyś zrozumiesz – westchnęła – to, że powiedziałam, że jest przystojny nie znaczy, że mi się podoba.

— Powinnaś napisać książkę „Poradnik jak zrozumieć mowę dziewczyn, dla chłopaków i nie tylko"! – zaśmiał się klepiąc ją po plecach.

— Coś takiego na pewno już istnieje i kupie ci to na święta – szturchnęła go w ramie jakby dając znak, że żartuje, ale on wiedział już, że to wcale nie żart. Podeszła do nich dziewczyna w wysokim kucyku podając zamówienie które muszą zrealizować. Jak się później okazało musiał zanieść zamówienie do stolika przy, którym siedział ten „przystojniak". Na okrągłej tacy trzymał dwie kawy w kubkach z logiem kawiarni. Poszedł bardzo ostrożnie, jakby na lodzie lub podłodze która miałaby się zaraz zapaść, do stolika numer piętnaście.

Z tym jak się zbliżał mógł zauważyć, że chłopak pisze coś na laptopie. Jego palce klikały w klawisze, a w przerwie na zastanowienie stukał w rogi sprzętu. Mimika jego twarzy pozostawała niezmienna z lekko zadartymi brwiami, tylko jego oczy czasem się zamykały a czasem ponownie otwierały.

— Pańskie zamówienie, średnie americano – położył kubek na stoliku. Śledził wzrokiem jak przykłada naczynie do ust, ale zamiast spróbować kawy zaciąga się jej zapachem. Wyglądało to bardzo profesjonalnie, jeśli w ogóle można to tak określić.

— To nie jest americano – zauważył z widoczną złością. Zielonowłosy miał już odejść i podać drugie zamówienie, ale na tą uwagę odwrócił się ze zdziwieniem.

— Nawet jej nie spróbowałeś więc skąd to wiesz? – zapytał starając się nie brzmieć nie grzecznie. Na to blondyn wziął łyk napoju po czym odłożył go z hukiem.

— Teraz jestem w stu procentach pewien, że to flat white, zadowolony? – odgryzł się zirytowany z głową podpartą na dłoni i oczami za szkiełkami okularów wpatrzonymi w zakłopotaną buzię pracownika. Cholera pracował tu od niedawna i już coś zepsuł.

— Przepraszam najmocniej, niech pan zatrzyma tą kawę zaraz przyniosę panu tą właściwą – ukłonił się nisko. Musiał okazać jak największą skruchę.

A to nie przypadkiem ta druga? – wskazał na kubek znajdujący się na tacy którą trzymał w ręce.

— Ah, tak to pewnie ta – tym razem po spróbowaniu klient nic nie powiedział więc uznał, że wszystko się zgadza – obie ma pan na mój koszt. Mam nadzieje, że nie jesteś jakimś tajnym krytykiem kulinarnym co nie?

— Nie, jestem tylko bardzo wybrednym klientem – odpowiedział ironicznie z uśmiechem – a ty chyba nie pracujesz tu długo co nie, Izuku?

Miał się już pytać skąd zna jego imię, ale zorientował się, że przecież ma je wyszyte na fartuchu. Strzelił sobie mentalnego face palma, dostanie opieprz od Uraraki jak nic.

caramel macchiatoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz