Prolog

304 23 27
                                    

Jest środek zimowej nocy. Płatki śniegu powoli opadają na zbierający się na ziemi puch, odzwierciedlając spokojność tej pory. Pusta uliczka, lampy oświetlające chodniki i kawałki posesji oraz ogólnie rzecz biorąc cisza sygnalizuje, że jest to bogate osiedle.

Miejsce na pozór idealne. Mieszkają na nim tylko szczęśliwe rodziny z dorastającymi dziećmi i przywilejami, na które przeciętny człowiek nie może sobie pozwolić. Jednak to co się dzieje w tym momencie, wewnątrz domu rodziny Raekenów, jednych z najbardziej szanownych mieszkańców tamtego miejsca, można określić jedynie potężna, śnieżną lawiną.

Cały dom sprawia od zawsze wrażenie spokojnego mieszkania z bezkonfliktowa rodzina. Ale to tylko pozory, bo żyjącej tam trójce ludzi, stanowczo daleko do ideału.

Podczas gdy wszyscy sąsiedzi śpią, matka małego Raekena biega z pokoju do pokoju szukając jakiegoś śladu po swoim synu. Bardzo często się to zdarza, praktycznie za każdym razem gdy ojciec, głowa rodziny nieświadom zagrożenia, śpi na kanapie w salonie.

Poddenerwowana kobieta, nie mogąca znaleźć swojej "pociechy" zmienia trochę swoją dotychczasową strategię i postanawia wrócić na dół, by napełnić strzykawkę i wstrzyknąć swojemu mężowi dożylnie, odpowiednią dawkę środku usypiającego. W ten sposób zabezpiecza się przed ewentualnym wybudzeniem swojej aktualnej przeszkody w planie.

Rozgląda się uważnie po pokoju szaleńczym wzrokiem i wytężając swój nadnaturalny zmysł słuchu, który dawno temu udało jej się nabyć, dzięki własnemu eksperymentowi, nasłuchuje jakiegoś dźwięku, który pomógłby zlokalizować jej syna.

Tymczasem w zdemolowanej sypialni ukrywa się młodzieniec. Porozrzucane ubrania i przewrócony fotel biurowy, z nadal kręcącym się kółkiem nadają całości dramatyczny wygląd. Głucha cisza wypełniająca to pomieszczenie jeszcze bardziej przeraża ukrywającego się w szafie, pomiędzy kurtkami i płaszczami chłopca. Słyszy on jedynie swoje rozszalałe serduszko i przyspieszony oddech. Wie, że długo nie potrwa zanim mama go znajdzie.

Jest także przytłoczony sytuacją w domu. Nie jest to pierwszy raz, kiedy jego rodzicielka chce go zmusić do bycia „królikiem doświadczalnym" podczas jej eksperymentów. Odkąd sięga pamięcią, zdarzają się takie sytuacje i nigdy nie udaje mu się uciec. Jest tylko dzieckiem, nie ma jeszcze wyrobionego instynktu samozachowawczego, dlatego za każdym razem zostaje złapany.

Trochę już uspokojony Theo postanawia wyjrzeć zza drzwi szafy, by rozejrzeć się po pokoju i spróbować podsłuchać jakiś kroków.

Wszechobecna ciemność dezorientuje chłopca i przez to nie może się skupić. Mimo, iż jest wilkołakiem, a raczej jego chimerą powstałą przez to całe eksperymentowanie jego matki, nie opanował na razie wszystkich umiejętności. A najgorzej u niego wygląda właśnie zmysł słuchu. W połączeniu z nadal wiszącym w powietrzu strachem, choć i tak mniejszym niż wcześniej, nie słyszy kiedy ktoś wchodzi do pokoju.

Dopiero żelazny krok daje mu do zrozumienia, że nie jest już sam. Zdaje sobie sprawę, że to ta chwila. Został odnaleziony. Jednak nie może rozpoznać, czyj jest ten krok. Jego mama porusza się o wiele ciszej i mniej niepokojąco.

Młodzieniec o wilgotnych ze strachu oczach, chowa się z powrotem do szafy mimo, że nadzieja na przetrwanie nocy bez kolejnego eksperymentu już w praktyce nie istnieje.

Wstrzymuje oddech, przymyka powieki i czeka. Zostaje mu tylko czekanie. Jest bezsilny. Dziwny odgłos jest coraz bliżej, a tuż za nim; kroki jego mamy. Niedługo zajmuje mu połączenie faktów. Kobieta współpracuje ze „strasznym panem". Tak go zdążył nazwać Raeken w swoich myślach.

Gdy koszmar dziecka dociera do szafy, na chwilę się zatrzymuje i na nowo pojawia się cisza. Zaintrygowany chłopak, przełyka ślinę i uchyla powiekę. Popełnia tym samym błąd. Przez ten jeden, mały ruch drzwi garderoby otwierają się z hukiem, ukazując postacie stojące przed nimi. Wszystko wskazuje na to, że specjalnie czekano aż Theo otworzy oczy, by doświadczył jeszcze większej zgrozy.

Ofiarę dwóch szaleńców obejmuje niepokój. Paraliżujący strach powoli pozbawia go czucia w kończynach, co uniemożliwia mu jakikolwiek ruch. Jest również bardzo zdziwiony. Oprócz swojej mamy, ze standardowym już u niej stalowym spojrzeniem kierowanym prosto w jego stronę, widzi nową postać. Dziwną kreaturę z wielką maską na głowie, która powoli wyciąga ku niemu stalowe dłonie...

***

Dorosły Theo zerwał się momentalnie do pozycji siedzącej, gdy jego koszmar się skończył. Jego koszulka i włosy były przemoczone od potu a oddech miał nierównomierny. Był bardzo zły na siebie, że nie potrafił zatrzymać powtarzających się koszmarów, ze scenami z jego przeszłości. Z czasów, w których mieszkał ze swoją demoniczną matką. Przetarł wilgotne od łez oczy i spojrzał na leżącego obok Liama. Ten również już nie spał. Gwałtowny ruch Theo musiał przerwać także i jego sen. Patrzył na niego teraz z politowaniem i delikatnie położył mu rękę na ramieniu, chcąc dodać otuchy nadal przestraszonemu chłopakowi. Po czym spokojnym, jednak trochę ochrypniętym głosem, rzekł:

- Spokojnie Theo, już po wszystkim. To był tylko sen. Straszny ale nieprawdziwy.

Mimo, że brunet zdawał sobie z tego sprawę, nadal był dręczony przez wspomnienie z tego snu. Wciąż odczuwał lekki niepokój, a gdy pomyślał o widoku zza drzwi szafy, który ujrzał na jawie, przechodziły go dreszcze. Nawet obecność osoby, która znaczyła dla niego wiele, nic nie zmieniała.

Po paru godzinach, gdy już powoli świtało, udało mu się dopiero na nowo zmrużyć oko. 

Oto prolog do mojego nowego fanfiction. Mam nadzieję, że sie wam spodobał. Tym razem będzie się on bardziej skupiał na samym Theo niż relacji Thiam. Mam wiele wspaniałych pomysłów na tą książkę i świetną pomocnicę, więc może być ciekawie. Zachęcam do wyrażenia swojej opinii, którą na pewno wezmę pod uwagę przy dalszych rozdziałach i do zobaczenia w pierwszym z nich!

voyage per gènesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz