27 lipca 1991
Rodzice od zawsze mi powtarzali:
,,Prawdziwy potężny czarodziej, to taki który poza znajomością zaklęć potrafi kierować się własnym rozumem".Nigdy nie miałam odmiennego zdania na ten temat.
Wychowałam się w rodzinie czarodziejów o nadzwyczajnej umiejętności magicznej. Każdy z nich ukończył Hogwart z wybitnym z sumów, zwłaszcza z zaklęć. Mam świadomość, że oczekują ode mnie tego samego, gdyż od małego wpajano mi zasady, którymi powinnam się posługiwać, by móc w przyszłości zostać potężną czarownicą.
Pochodzę z rodziny, w której od wieków pojawia się czysta krew. Moi rodzice jednakże nie wpajali mi jej ogólnej wagi w życiu jednostki, za co jestem im dozgonnie wdzięczna.
Z pokolenia na pokolenie oprócz niezwykłych umiejętności magicznych przechodzi także jedna cecha, która jest charakterystyczna dla naszego rodu. A mianowicie: opanowanie.
Nawet w nadzwyczaj szokujących przeżyciach nikt nie ujrzy u nas strachu naznaczonego na oczach (jesteśmy dobrymi zwodnikami). Swoje myśli i uczucia trzymamy tylko i wyłącznie dla siebie (ciężko nam jest się przed kimś otworzyć). A robimy to tylko ze strachu przed fałszywymi ludźmi.Gdyby sięgnąć do drzewa genealogicznego, można byłoby zauważyć potęgę mojej rodziny. Moje nazwisko jest powszechnie znane przez wielu czarodziei, bez względu na czystość krwi.
Być może jest to związane z pracą moich rodziców, gdyż moja mama, Melissa jest szefem w Departamencie Transportu Magicznego, natomiast tata Ludo w Departamencie Magicznych Gier i Sportów.
Za młodu był kapitanem drużyny Os z Wimbourne, grając na pozycji szukającego.Jego sława i wysokie umiejętności dały jeszcze większy rozgłos mojej rodzinie. Raptem dwa lata po wygraniu ostatniego pucharu ligii, zrezygnował on z dalszej gry i postanowił zacząć pracę w ministerstwie. Na dodatek jest komentatorem meczów Quidditcha.
Swoją miłością do Quidditcha obdarzył też mnie. W wieku pięciu lat dostałam swoją pierwszą miotłę.
Początki były ciężkie, a zwłaszcza mój pierwszy upadek, który nie skończył się dobrze dla moich kości. Na szczęście skrzaty domowe w porę zainterweniowały.
Gdy miałam dwa lata pierwszy raz w życiu wzięłam do ręki różdżkę. Była to różdżka mojej mamy. Z jednej strony cieszyła się, że już od najmłodszych lat ukazuje zainteresowanie do magii, a z drugiej strony, nie była zachwycona efektem mojego ,,czarowania". Chyba każdy kto zobaczyłby rozbity wazon, przekazywany z pokolenia na pokolenie (czyli rzecz która cieszy tylko zachłanne kolekcjonerki różnymi rupieciami – nasze matki), a tuż obok niego małego brzdąca z różdżką w ręku, nie byłby zadowolony.
Tata natomiast podchodził nieco inaczej do moich ,,osiągnięć". Mimo wszystko był dumny ze mnie. Ilekroć moja mama ciągle była zdania odmiennego zdania, na przykład, że nie powinnam się zajmować niepotrzebnymi rzeczami takimi jak Quidditch – czyli rozrywką – tylko uczyć się więcej, więcej i więcej... to tata zawsze był ze mnie dumny i nie powtarzał w kółko, co powinnam umieć na moim poziomie „zaawansowania". Fakt, iż mojej mamie udało się opanować pewne zaklęcie do perfekcji w moim wieku, nie oznacza, iż ja jestem zdolna do tego samego. W końcu znajomość zaklęcia niewidzialności jest trudna do opanowania nawet dla tych najlepszych czarodziejów.
Jednakże dla Melissy nie istnieją rzeczy niemożliwe.
Czasem tata wyraźnie chce trzymać moją stronę i widać to po jego oczach, że ma inne zdanie co do tego, powinnam robić a czego nie muszę, niż moja matka. Mimo wszystko zawsze kończyło się na popołudniu ze starymi książkami czytając Księgę zaklęć Mirandy Goshawkkt. Nikt odważny nie śmiałby sprzeciwić się metodom wychowawczym Melissy.
CZYTASZ
Mistake of my life
FanfictionPewna dziewczyna pochodząca z rodziny czystej krwi dostaje list z Hogwartu. Jej życie ulega zmianie, gdy poznaje nowych uczniów. Wśród nich widzi znajomą twarz, którą nie darzy sympatią. Czy ich relacja ulegnie zmianie, kiedy prawda wyjdzie na jaw...