Rozdział 1

42 1 1
                                    

Hej! To pierwszy fanfic jaki kiedykolwiek publikuję ale mam nadzieję, że się spodoba! Ma raczej ciężki klimat, jednak kończy się dobrze :> uwielbiam cierpienie swoich ulubionych bohaterów, aczkolwiek z drugiej strony nienawidzę złych zakończeń, więc ciężko byłoby mi takie napisać qwp

Uwaga! Sanji może wydawać się trochę ooc, ale to dlatego, że jest pod wpływem narkotyków!
Oraz druga uwaga! Nie mam bety, więc jeśli ktoś dojrzy jakieś błędy to śmiało pisać.

No ale nie przedłużając - zapraszam!

◇───────◇───────◇

Nie wiedział gdzie patrzeć, i to było jego największe zmartwienie. A przynajmniej na tym chciał się skupić, bo naprawdę wystarczało mu, że jego kiepską sytuację uświadamiają mu te obrzydliwe dźwięki. Ciało ocierało się o ciało, rozchlapując gorący pot i krew. Czuł jak coś rozciąga go boleśnie od środka, powodując ból i dyskomfort. Nigdy nie czuł niczego takiego i na pewno jeśli kiedykolwiek miał czuć to nie z tymi ludźmi, ani w takim momencie.

-Przestań się wiercić, suko. –ktoś go spoliczkował, ogłuszając na sekundę. Nafaszerowali go czymś i miał wrażenie, że świat za nim nie nadąża, spóźniając się o kilka milisekund. Rozglądał się, skacząc wzrokiem z jednego mężczyzny, na drugiego. Któryś z nich usiadł mu na nogach, podczas gdy inny ścisnął mocniej nadgarstki. Trzeci złapał tylko mocniej jego biodra, żeby wbić się głębiej. Zaszlochał, nie mogąc się powstrzymać.

-Co, kochanie? Za mocno? –facet zaśmiał się głośno, sięgając po udko z kurczaka, leżące na talerzu nieopodal –Ale ty tak lubisz, nie?

Sanji chciał wymiotować. Pierwszy raz w życiu było mu źle z tym, że ktoś je jego potrawy.

Luffy miał to zjeść w nagrodę, że grzecznie poszedł z resztą na zakupy. Marudził mu o kurczaku w sosie miodowym od tygodnia. Zobaczył przepis, z pięknym zdjęciem, w gazecie Nami i zwariował.

Zaskomlał, absolutnie zrozpaczony. Umówili się, że wrócą dopiero jutro rano. Wyśpią się na wyspie, w jakimś motelu i wrócą na śniadanie.

-Co się stało, złotko? –grube paluchy złapały jego brodę, ściskając ją i zostawiając tłuste ślady.

Nikt go nie...

Uratuje.

Zakrztusił się, kiedy gula śliny wpadła mu do gardła. Jej właściciel tylko oblizał usta i uśmiechnął się zadowolony. Znowu strzelił otwartą dłonią w blady policzek, zostawiając szkarłatny sos z truskawek, które można posypać cukrem i udekorować bitą śmietaną, ubitą ze świeżego mleka i

Krzyknął, czując ucisk w brzuchu.

-Szefie, nie bądź samolubny. –ciężki but wbijał się w jego i tak już posiniaczony brzuch. –Podziel się zabawką.

dodać mięty, albo

-Nie bądź taki hop do przodu. Zebraliście wszystko?

zostawić same, też dobrze i zdrowo

-Nie wiem, chyba. Znaleźliśmy nawet jakąś biżuterię w pokojach.

-Co? –wychrypiał cicho, zaskoczony. Jego główny oprawca zaśmiał się naprawdę rozbawiony.

-Co, złotko? Myślałeś, że przyszliśmy specjalnie dla ciebie i po spuszczeniu z kija grzecznie sobie wyjdziemy?

-Myśleliśmy, ze statek jest pusty więc się włamaliśmy. Ty byłeś tylko... miłym zaskoczeniem. –wyjaśnił dopiero przybyły mężczyzna, schodząc z jego brzucha i kucając obok. Złapał blond włosy, żeby skierować jego twarz na swoją. –Wiemy kim jesteś, Czarna Nogo. Trochę się zdygaliśmy, jak cię zobaczyliśmy ale mieliśmy szczęście, jak widać.

proszę, wróćcieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz