Cisza była dla niego o tyle zawsze dziwna, że za każdym razem kiedy go otaczała, nie miał pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Nosiło go. Nie potrafił usiedzieć w jednym miejscu, potrzebował być ciągle w ruchu, żeby coś się działo wokół niego. W ciszy czuł się źle. Nie był sobą.
Jazda na desce stała się dla niego odskocznią, rozwiązaniem wszystkich problemów. Kiedy jeździł, czuł się tak, jakby mógł wznieść się w powietrze. W zasadzie tak nawet się działo – na krótki moment naprawdę udawało mu się przekroczyć granice grawitacji, wyciągnąć dłoń w stronę nieba, dotykając chmur. Zawsze wtedy na jego twarzy pojawiał się wyraz ekspresji, poczucie spełnienia niemożliwego do osiągnięcia na ziemi. Chrzęst obracających się szybko czterech kółek po asfaltowej drodze, przyspieszone tętno, wiatr smagający go po twarzy – świat pędził w jego tempie, zatrzymywał się dopiero, kiedy tracił równowagę.
Upadki były bolesne. Ale jazda na desce zagłuszała ciszę, dlatego był gotów znieść nawet najgorszy ból.
I ilekroć jego stopy ponownie znalazły się na desce, kiedy udało mu się przejechać dłuższą trasę niż poprzednim razem, kiedy udawało mu się mieć mniej potknięć – za każdym tym razem odwracał głowę przez ramię, a uśmiech zamierał na jego wargach, ponieważ...
Ponieważ ilekroć jazda na krótki moment potrafiła zagłuszyć ciszę w jego sercu, za każdym razem powrót z tego stanu upojenia wyglądał w ten sam sposób.
Nie było nikogo u jego boku, z kim mógłby dzielić ten euforyczny stan, jaki go ogarniał w trakcie jazdy. I kiedy to sobie uświadamiał, odwracał głowę z powrotem przed siebie, jadąc w ciszy w stronę swojego domu.
Spotkanie Langi Hasegawy sprawiło, że nagle z jego życia zniknęła rutyna, a jazda na desce nabrała dodatkowy sens.
Reki nie spodziewał się, że Langa okaże się być osobą, którą chłopak potrzebował w swoim życiu. Hasegawa stał się nie tylko przyjacielem, ale także...
No właśnie, kim?
Langa był tym złotym dzieckiem, któremu wszystko przychodziło tak łatwo. To, co Rekiemu zajmowało miesiące na naukę, niebieskowłosemu wystarczyło ledwie kilka tygodni. Rozpierała go duma, owszem. Uwielbiał patrzeć na determinację bijącą z jego oczu, jak nie poddawał się w swoich postanowieniach. Langa był gotów poświęcić wszystko dla osiągnięcia swojego celu, i w tym wraz z Rekim się uzupełniali. Uwielbiał patrzeć na zachwyt wyłaniający się za jego powiek, jak radość i szeroki uśmiech rozświetlają jego zwykle ponurą twarz. Reki uwielbiał ten krótki moment ciszy między nimi, kiedy Langa patrzył na niego, z szerokim uśmiechem, z szeroko otwartymi oczami, z przyspieszonym oddechem i kropelkami potu na skroni. To był ten moment, kiedy i serce Rekiego przyspieszało swoje bicie, dzieląc się z drugim chłopakiem niemą obietnicą.
Langa stał się nie tylko przyjacielem dla Rekiego. Był kimś więcej, ale nie potrafił określić tego uczucia słowami. Po prostu, Langa był. Teraz. Może później również.
I tak, chwilami był zazdrosny. Czy miał powód? Owszem.
Zawsze jednak w takich chwilach patrzył ponownie za siebie, a kiedy widział jadącego u jego boku na desce Langę, to uczucie mijało. Langa wkroczył tak nagle i gwałtownie w jego życie, burząc spokojną i monotonną rutynę, sprawiając także, że zamiast ciszy, słyszał tylko jego śmiech.
Zazdrość nie była odpowiednią ceną za to, że w końcu nie wracał samotnie do domu. A ich obietnicą było, że odtąd będą jeździć razem u swojego boku.
CZYTASZ
Midnight city | renga sk8 infinity
FanfictionGdzie Reki nie znosił ciszy a Langa sprawił, że stała się dla niego ona komfortowa