Rozdział 6

731 42 18
                                    

Sara

Obudziło mnie mocne trzaśnięcie drzwiami. Słyszałam jak z dołu Paolo wrzeszczy na całe gardło moje imię. Po chwili wparował do mojej sypialni, nawet nie pukając. Rzucił we mnie jakąś karteczką.
- Ty myślisz, że masz przed sobą debila? - Podchodził coraz bliżej i zaciskał zęby. 
- Najpierw się puka! - Wstałam wkurwiona z łóżka. 
Jak on śmie wchodzić tutaj i zachowywać się jak pierdolony gbur. Samiec alfa, który myśli, że wolno mu dosłownie wszystko. 
- Zaraz mogę Cię puknąć tak, że twoje krzyki będzie słyszał Federico w grobie. - Przybliżył się, chwytając moją twarz i przyciskając do ściany. 
- Puść mnie pojebie! - Spoliczkowałam go.  - Nigdy więcej nie waż się wymawiać jego imienia! Nigdy więcej nie waż się zachowywać w stosunku do mnie  w ten sposób, bo gorzko tego pożałujesz. 
Odsunął się ode mnie i patrzył z nienawiścią. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Skierował się w stronę drzwi i przystanął. Odwrócił się w moją stronę kolejny raz posyłając nienawistne spojrzenie. 
- Pamiętaj, żeby dobrze zamknąć drzwi. Nigdy nie wiesz kto będzie gotów, by tu wejść. 
Wyszedł i trzasnął drzwiami a ja zjechałam plecami po ścianie i przyciągnęłam kolana do klatki. Zaniosłam się płaczem jak mała dziewczynka, opierając czoło o kolana. Miałam ogromną ochotę wrócić już do domu. Zostawić to wszystko w cholerę i po prostu wrócić. Do rodziców, do Leo, do... swojego życia, które tam w Nowym Jorku zostawiłam. Nie mogłam. Miałam plan do wykonania. Miałam do przejścia grę i chciałam zakończyć ją jak najszybciej. Muszę znaleźć w sobie tyle siły, by nie pokazać mu swojego słabego punktu. On mnie nie zastraszy, nie pozwolę na to. Otarłam łzy i powoli podniosłam się. Chwyciłam w ręce karteczkę, która leżała na ziemi i przeczytałam. Po czym zgniotłam i wyrzuciłam. Nie miałam nic z tym wspólnego. Ma wrogów i to nie tylko mnie ale nie obchodzą mnie inni. Podeszłam do szafy, wyciągnęłam ubrania i udałam się do łazienki, by wziąć długą i gorącą kąpiel. Muszę załatwić parę spraw. w pierwszej kolejności chciałabym pojechać do galerii sztuki i zobaczyć co w ogóle się tam dzieje.  Gdy tylko weszłam, na samo wspomnienie co tutaj się działo, motyle w brzuchu się obudziły. Weszłam pod prysznic odkręcając wodę. Zamknęłam oczy i wróciłam do tamtej nocy. 

Kiedy tak stałam dłuższą chwilę, poczułam na swojej szyi gorący oddech, po moim ciele przeszedł nieoczekiwany dreszcz.
- Przepraszam. - Wyszeptał, gryząc płatek ucha. 
 W tym momencie jak na pstryknięcie palca moja cipka zaczęła pulsować. Odwrócił mnie twarzą do siebie i spojrzał prosto w moje oczy a ja poczułam nagle, że się czerwienię. Staliśmy tak wpatrzeni w siebie jak nas Pan Bóg stworzył. 
- Nie wstydź się Piękna. - Rzekł do mnie. - Widziałem Cię już nago. -Dodał po chwili. 
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej z uśmiechem na twarzy i widziałam jak błądzi oczami po moim ciele, przygryzając cwaniacko wargę. Ależ on był kurwa podniecający. Przejechał łagodnie wierzchem dłoni po moim policzku zjeżdżając w dół a mnie zrobiło się błogo i powoli zamknęłam oczy. Uznał to za znak i wpił się w moje usta tak łapczywie, że nawet nie zdążyłam złapać oddechu. Całowaliśmy się w szaleńczym tempie a nasze języki tańczyły szukając coraz to bardziej spokojnego rytmu. Chwycił mnie za pośladki i podniósł do góry a ja oplotłam go nogami w pasie i poczułam jego narastającą erekcję. Kiedy przywarł mnie do ściany widziałam jak rośnie między nami pożądanie. 
- Nie mogę. Przepraszam. Odsunęłam go od sienie nagle a on postawił mnie na ziemi. 
- Nie możesz czy nie chcesz? - Zapytał. 
- Nie mogę. - Oznajmiłam i opuściłam łazienkę owijając się w ręcznik. 

Do tej pory mam wyraz jego twarzy przed oczami. Było mi go wtedy żal, ale dostał nauczkę. Kochał się ze mną, a potem przyłapałam go na bzykaniu tej pindy pod drzewem. Poleciał jak pies za suką. Pamiętam twardy, nieobliczalny Federico Civello, którego poskromiła mała kobieta. Nie dopuszczał do siebie myśli, że między nami może się coś zrodzić. Ja także się tego nie spodziewałam. Połączyło nas tak silne uczucie, że sama nie jestem w stanie uwierzyć, że można kogoś kochać tak mocno.  I chociaż nasze początki nie należały do najłatwiejszych a droga do szczęścia była cholernie kręta,  to nie żałuje niczego. Przecież wszystko zawsze dzieje się po coś. 

Wyszłam spod prysznica i zabrałam się za suszenie włosów. Narzuciłam na siebie uszykowane rzeczy i wyszłam. Stając na korytarzu słyszałam krzyki dobiegające z dołu. 

- Ta dziwka ma natychmiast stąd zniknąć. - Paolo był tak głośny, że na samej górze słyszałam jego wyzwiska pod swoim adresem. 

Schodząc po schodach i będąc coraz bliżej niego, zaczęłam bić mu brawo. Odwrócił się i patrzył jak na mnie jak na jakąś wariatkę. 
- Myślisz, że jak mnie stąd wypierdolisz to wszystko co do tej pory zrobiłeś, zniknie razem ze mną? Mylisz się. Jesteś pierdolonym zerem, który żeruje na czyimś dorobku i zachowuje się jakby to wszystko należało do niego. I jeśli nie przestaniesz... 
- To co? Straszysz mnie? Ty? - Zaśmiał mi się w twarz. 
- Nie igraj ze mną, bo źle wyjdziesz na tym, a Twoje małe i nie małe wyskoki ujrzą światło dzienne. - Nie mogłam znieść jego obecności tutaj. Tak bardzo mnie wkurwiał, że miałam ochotę wydrapać mu oczy. 
Pstryknęłam palcem na jednego z jego ludzi i powiedziałam, że ma mnie zawieźć do galerii. Na dworze słońce przyjemnie dawało o sobie znać. Na szczęście nie było jakiegoś większego upału. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do znajomego. Po trzech sygnałach usłyszałam jak odbiera. 
- George, z tej strony Sara. Wiesz może na czym stoimy? - Dopytywałam i wsłuchiwałam się w jego długi wywód telefoniczny. 
- Dziękuje, w takim razie działamy dalej. - Zakończyłam rozmowę po około piętnastu minutach i zwróciłam się do kierowcy. 
- Mam nadzieję, że Ty nie trzymasz jego strony. Inaczej możesz pożegnać się z pracą. - Spojrzał w lusterko i lekko się uśmiechnął. 
- Pani Civello, proszę mnie nie obrażać. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego kto mi płaci. Wszystko będzie dobrze. - Odpowiedział i właśnie to chciałam od niego usłyszeć. 
Wpatrywałam się w widok za oknem ściskając telefon, tak dawno tutaj nie byłam. Te uliczki, którymi jeździliśmy, miały swój urok. Za każdym razem zachwycały tak samo.
Czas powoli odliczać dni do powrotu do domu.
- Zawieź mnie proszę w jedno miejsce. - Poprosiłam, podając mu adres.
- Już się robi. - Uśmiechnął się.
Po pół godzinie byliśmy na miejscu. Usiadłam w restauracji przy stoliku, który wskazał mi kelner. Zamówiłam sobie latte i podziwiałam widok dookoła. Turyści, którzy tutaj przyjechali, spokojnie spacerowali, podziwiając widoki. Jedni pstrykali sobie  zdjęcia, inni kupowali pamiątki przy straganikach a ja rozkoszowałam się chwilą ciszy i spokojem. Delektowałam się kawą, którą przyniósł kelner wraz z małą różyczką na talerzyku. Chwyciłam ją w dłonie i powąchałam. W tej chwili zawibrował mój telefon. Odblokowałam go i ujrzałam zdjęcie. Moje usta ułożyły się w uśmiechu. Przejechałam palcem po wyświetlaczu.
- Jeszcze trochę i wrócę do domu moje maleństwo. - Powiedziałam cichutko i upiłam łyk smacznej kawy.

Gra. Nowe zasady cz 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz