1. I look at you, fog starts to clear

177 16 4
                                    

Leone Abbacchio był prostym człowiekiem. Niewiele potrzeba było mu do szczęścia. Miał też wszystko, mieszkanie, pieniądze, pracę i własny samochód. Nie mógł wręcz narzekać, lecz było kilka przeszkód. Mieszkanie dzielił ze swoimi mniej i więcej głośnymi współpracownikami, pieniądze co prawda były, lecz brudne, a auto kradzione. Przez lata pracy dla mafii zdążył się przyzwyczaić do takiego życia, choć nie było łatwo. Jako dawny policjant czuł się z początkuzagubiony, nałóg także nie pomagał. Alkohol przez długi czas byłmu najbliższy. Lekarstwo
na wszystkie emocje, na każdy upadek ipotknięcie. Od dłuższego czasu, na szczęście, radził sobie coraz lepiej, mógł dziękować za to wszystko tylko jednej osobie,o której myślał ostatnimi czasy coraz częściej. Jednak do końcaszczęśliwy nie był. Nagle poczuł rękę na swoim ramieniu, która wyrwała go z zamyślenia.

- Dzień dobry wszystkim - przywitał się entuzjastycznie Bruno Bucciarati.
Abbacchio lekko się uśmiechnął, witając swojegoszefa. Jest i on, jego zbawiciel od wszelkiego zła
i niedoli. Ten, który naprawdę uratował Leone od samego siebie. Wtedy kiedystanął nad nim
z parasolem, osłaniając go od deszczu,rozpoczął skuteczny proces wyciągania białowłosego
zgłębokiej depresji.

- Będziesz to jeszcze jadł? - Z przemyśleń wyrwał go Narancia, pytając o jego jajecznice.

No tak, byli przecież na śniadaniu, musiał pomyśleć się na tyle mocno by nieskupić się na jedzeniu, które zdążył wypatrzeć jużmłodszy chłopak. Pomimo, tego jak głośny był, Abbacchio darzyłgo niemałą sympatią. Nawet głupotą potrafił poprawić mu humor,o ile nie był w danej chwili zbyt irytujący.

- Nie.

- Super! -opowiedział, zabierając mu talerz sprzed nosa.

Kontynuowali śniadanie bez większego udziału Abbacchio, który znów mógłspokojnie oddać się swoim przerwanym myślom.

Bruno Bucciarati,wręcz anioł, tak o nim myślał. Człowiek, któremu zawdzięczatak wiele, tylko spokojnie siedział obok, pijąc kawę, okazjonalnie śmiejąc się z opowieści Fugo. Zakładał delikatnie włosy za ucho, spoglądając na Leone. Jednak czy mógł myśleć o nim w tenszczególny sposób?

- Pomożesz załatwić mi parę rzeczy na mieście, Abbacchio - zwrócił się do niego Bucciarati.

Jego ciało było pochylone w stronę białowłosego. Tak blisko. Wręcz czuł jego ciepło.

- Jasne - odburknął.

Tak chwilę później byli już przed mieszkaniem. Starszy mężczyzna wyciągnął paczkę papierosów i odpalił jednego. Spojrzał się w błękitne oczy Bucciaratiego, podając mu ją. Podszedł bliżej do niego, by móctakże odpalić i jego. Bruno skinął głową w podziękowaniu. Abbacchio nadal czuł jego wzrok na sobie. Chciałby usiąść,opowiadać mu swobodnie o swoim dniu, o rzeczach błahych inieważnych, chciałby się do niego zbliżyć, lecz to nie było im ewidentnie pisane.

- Po tym, jak odbiorę jedną rzecz, chciałbym żebyś, zawiózł nas w pewne miejsce. - Bucciarati westchnął i rzucił papierosa na ziemię, gasząc go.

- Chodźmy więc.

Bruno co jakiś czas był zatrzymywany to przez starsze panie, którym kiedyś pomógł, to przez ludzi, którzy go znali. Pogoda dopisywała, bezchmurne niebo ukazywało swój błękit, który Abbacchio przypominał pewne piękne oczy. Powinien się opanować, nie bujać w obłokach. Niestety nie było to na tyle, mając uśmiechniętego Bruno tuż obok siebie, co chwila, ocierając się
z nimramieniem, czego Abbacchio wcale nie robił specjalnie. Tak małygest, a jednak mu na nim zależało, nie chciał końca tego sielskiego spaceru. Zastanawiał się, po co tak naprawdę wyszli.

Looking for affection in all the wrong places // bruabbaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz