Siedząca na przystanku Avery Jones wsłuchiwała się w słowa grającej w jej słuchawkach piosenki. Miasto było puste, żadnych przechodniów, dzieci. Nikt nie pamięta wcześniejszego Princeton. Wszystkie okrucieństwa, z którymi zmierzali się mieszkańcy miasteczka, nie miały swojego końca. Wszyscy byli wykończeni panującym w nim chaosem. Ludzie zamykali się w domach . Wychodzili tylko do pracy, sklepu, szkoły. Mieli dość ciągłego oglądania się za siebie w poszukiwaniu niebezpieczeństw.
Witamy ponownie-mruknęła Avery na widok autobusu, który miał zawieźć ją do domu.
Zwymiotuje...
Pomyślała kiedy zobaczyła ludzi, którzy patrzyli na nią z nienawiścią, tak samo za każdym razem. Każdy wini każdego, sąsiad-sąsiada, rodzina-rodzinę, siostra-siostrę, brat-brata. Ale tak naprawdę nikt nie wie kto jest winny rozpadu Princeton.