"A Fine Romance"

643 86 31
                                    

- Ale my nie jesteśmy sami - Joe spojrzał w swoją lewą stronę - Prawda... Kaoru?

Dźwięk stuknięcia w kieliszki rozniósł się po całym lokalu. Kojiro uniósł kieliszek i upił mały łyk białego wina, przymykając oczy. Alkohol w jego ustach miał wyczuwalny aromat owoców tropikalnych i ziół. Nie było to ukochane czerwone wino Lafite, które uwielbiał Kaoru, a Los Vascos Sauvignon Blanc. W menu restauracji Joe przeważały rzecz jasna wina włoskie, czasami miał też inne tańsze perełki dedykowane gościom albo dopasowane do dań z sezonowego menu. Ostatnimi czasy Cherry często tutaj przesiadywał, a nowa dostawa jego ulubionych win jeszcze nie dotarła. Jednak to chilijskie wino było swego rodzaju wyjątkowe, bo stworzone z winogron winnicy, którą wspólnie odwiedzili na jednej z wycieczek. Nie było winem drogim, ale smakowało wybornie. Zielonowłosy odetchnął głęboko i zamieszał trunkiem znajdującym się w kieliszku. Wyjął z kieszeni telefon, który zawsze połączony był z głośnikami w lokalu i cicho puścił muzykę. Oparł łokieć o blat stołu i wpatrywał się ze spokojem w śpiącą twarz Kaoru. Zdjął delikatnie okulary z jego twarzy i odłożył je na bok. Ostatnie dni były koszmarem, kiedy to Cherry spędzał czas w szpitalu. Joe nie mógł skupić się na pracy, wszystko leciało mu z rąk. Wiedział, że różowowłosemu nic nie będzie, że wyliże się z tego. Jednak coś w nim niesamowicie ciążyło. Przeszłość i teraźniejszość nie dawała mu spokoju. Nie rozwiązane sprawy przytłaczały niesamowicie jego myśli.

- Koji... - po około godzinie Kaoru wymamrotał coś pod nosem - Znowu... słuchasz jazzu - dodał cicho i podniósł głowę z blatu stołu.

Cherry przetarł zaspaną twarz sprawną dłonią i spojrzał na Joe, a następnie na pełny kieliszek. Skrzywił się lekko, jednak chwycił szkło w dłoń.

- Białe - prychnął pod nosem, a Kojiro wywrócił oczami - W sumie smaczne - skomentował zaraz po spróbowaniu.

- Jesteś głodny, Kaoru? - zapytał Joe z lekkim uśmiechem i podniósł się powoli - Mam świeże tiramisu albo panna cottę.

- Tiramisu - rzucił krótko Cherry, a Koji skinął głową i wszedł za bar, a następnie na kuchnię.

Sakurayashiki rozejrzał się dookoła, nasłuchując muzyki, która aktualnie leciała. Ziewnął głęboko i podrapał się po karku. Dosłownie po chwili zielonowłosy wrócił i postawił przed nim pucharek z kawowym deserem. Cherry zdecydowanie uwielbiał wytrawniejsze smaki, ale czasami miewał ochotę na słodycze. Szczególnie, te które robił Kojiro. Był on bowiem świetnym kucharzem i umiał wyważyć smaki w idealną kompozycje. Jego słodycze były słodkie, ale nigdy za słodkie. Nanjo szczycił się w okolicy dobrą opinią za to jak gotował i oczywiście, za to jak wyglądał. Kobiety go ubóstwiały.
Cherry chwycił łyżeczkę i zanużył ją w mięciutkim puchatym kremie. Przebił nasączony kawą oraz amaretto biszkopt i nabrał go, unosząc sztuciec do góry, aby zasmakować w kremowym deserze. Joe znowu przysiadł obok niego, nadal go obserwując uważnie.

- Nakarmić Cię, mumio? - zapytał rozbawiony, zbliżając rękę w stronę mężczyzny.

- To tylko skaleczenia. Jeszcze umiem sam jeść, bezmózgu - warknął wściekle i zdzielił Nanjo po jego dłoni.

Kojiro zabrał rękę i po chwili dolał mu oraz sobie wina do kieliszków, nucąc cicho melodię, która rozbrzmiewała z głośników.

"(Wspaniały romans bez pocałunków)
A fine romance with no kisses
(Wspaniały romans, przyjacielu, to jest)
A fine romance, my friend, this is
(Powinniśmy być jak kilka gorących pomidorów)
We should be like a couple of hot tomatoes
(Ale ty jesteś zimny jak wczorajsze puree ziemniaczane)
But you're as cold as yesterday's mashed potatoes"

A couple of hot tomatoes °ONE SHOT°Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz