To był jeden z tych dni, w których Choi Beomgyu bał się wrócić do domu bardziej niż czegokolwiek innego. Nie raz myślał, że śmierć byłaby szczęśliwsza, niż wejście do środka domu, gdzie czekali zdenerwowani już rodzice.
Myślał, że jeszcze trochę i kolana same się pod nim ugną, a ręce będą się trząść z siłą porównywalną do trzęsienia ziemi.
Było źle. Było bardzo źle. Widział to już w momencie, w którym otrzymał wyniki egzaminów półrocznych.
Pragnął, by czas wraz z całym światem się zatrzymał tam, gdzie właśnie stał - przed pasami czekając na zielone światło, patrząc z bijącym sercem na posiadłość należącą do jego bogatej rodziny. Chciał, by wszystko stanęło w miejscu, pozwalając mu tam nie wracać.
Czasem widział negatywy mieszkania w jednorodzinnym domu z pięknym ogrodem oraz żywopłotem, który oddzielał porządnie tereny sąsiadujących budynków. Może, gdyby mieszkali w bloku z ludźmi za ścianą, ktoś by usłyszał krzyki i tłuczone szkło.
Sygnalizacja pokazała jednak zielone światło, a Beomgyu musiał ruszyć się z miejsca. Będzie jeszcze gorzej, jeśli się spóźni.
Kiedy przekręcił klucze w zamku, by otworzyć drzwi, dobrze wiedział, co go czeka. Światło dobiegające z głównej części domu przyprawiało go o zawrót głowy. Dlaczego w ogóle miał nadzieję, że rodzice wrócą dzisiaj później? Przecież to było niemożliwe.
W możliwie szybkim tempie zdjął buty oraz kurtkę. Chciał pójść od razu do swojego pokoju, jednak usłyszał zawołanie matki.
Wszedł do salonu, kłaniając się, zatrzymując się w progu pomieszczenia. Nie uniósł się, dopóki nikt mu tego nie nakazywał.
Usłyszał stukot obcasów czerwonych szpilek swojej mamy. Będąc w ukłonie, wpatrywał się w podłogę. Ujrzał, jak tuż przed nim zatrzymały się jej nogi.
- Wyprostuj się - nakazała oschle kobieta, co Beomgyu wykonał natychmiastowo. Tuż po tym, matka zamachnęła się i uderzyła otwartą dłonią w policzek chłopaka. Jego głowa odchyliła się w bok pod wpływem czynu.
Nie zamknął oczu, a mimo łez, które w sekundę pojawiły się w jego oczach, zacisnął jedynie mocno pięści i zęby, ani myśląc odwrócić wzrok w stronę matki.
Zobaczył, jak na stole stoi otwarta, opróżniona do połowy butelka wina oraz stłuczone jakieś naczynia obok.
- Ani mi się waż pokazywać później na oczy. Jestem zawiedziona. - odezwała się. - Twoje wyniki są tragiczne. Opuściłeś się w nauce. Jesteś beznadziejny. Nawet nauczyć się nie potrafisz. Jak będziesz dalej utrzymywać dumę rodziny?
Beomgyu milczał. Był zły. W głowie układało mu się tyle słów, które od tak dawna chciał z siebie wyrzucić. Jednak co by nie było, jego gardło było zaciśnięte, a koniec końców nie wypowiedział ani słowa.
- Spadłeś na trzecie miejsce szkoły. Nie jesteś już najlepszy. A twoim obowiązkiem jest być na pierwszym miejscu w każdym przedmiocie.
Beomgyu chciał płakać. Chciał krzyczeć i rzucić wszystkim, co miałby w dłoni. W obecności rodziców jednak te wszystkie emocje były zablokowane i nie potrafiły się ulotnić. Był obojętny, mimo że w środku toczyła się prawdziwa burza.
- Zejdź mi z oczu - usłyszał tuż przed tym, jak poczuł kolejne uderzenie w twarz. Z zaciśniętą szczęką ukłonił się jedynie, przepraszając. Kątem oka zauważył ojca, siedzącego w bez ruchu w fotelu. Mężczyzna nie obdarował chłopaka spojrzeniem. Ta obojętność na to, co się działo, bolała go. Jednak nie wiedział dlaczego, skoro i tak dobrze wiedział, że nie zareagowałby w żadnym przypadku. Może jedynie by zrobił to, co matka, zadając ból fizyczny trzykrotnie bardziej niż kobieta.
CZYTASZ
𝘽𝙇𝙐𝙀 𝙃𝙊𝙐𝙍 𝘵𝘢𝘦𝘨𝘺𝘶 ✓
FanfictionBeomgyu nienawidził rodziców, Taehyun nienawidził szkoły. Spotkali się przypadkiem o zmroku, aż w końcu przyzwyczajeni do swojej obecności i pięknego niebieskiego nieba nad nimi, pomogli sobie nawzajem zapomnieć o powodach ich płaczu. ___________ ...