Część 1.

487 15 4
                                    

"żyjemy

byle do lata

byle do świąt

byle do Wielkanocy

byle jak"

Siedzę w metrze. Jakiś starszy pan obok mnie czyta poranną gazetę. Kobieta na przeciwko uspokaja swoje dziecko, a para nastolatków po lewej okazuje sobie stanowczo zbyt dużo czułości.

Siedzę w metrze i uświadamiam sobie, jakiego uczucia nie znoszę najbardziej na świecie. 

Tego palącego ciepła pod powiekami, które zwiastuje wydostające się łzy. Łzy, które zbyt długo były trzymane, duszone w sobie, które wreszcie chcą ujrzeć światło dzienne. To okropne uczucie, gdy pragniesz powstrzymać, zbierające się w kącikach oczu, słone krople. Ponieważ jesteś w miejscu publicznym i naprawdę nie chcesz by ktoś widział twoje upokorzenie.

Więc zagryzam wargę. Patrzę na swoje splecione dłonie. Powstrzymuję się.

Powstrzymywałam się tak długo, zbyt długo i teraz po prostu wiem, że upadam. 

Krótki oddech wydostaje się z moich ust. Metro zatrzymuje się gwałtownie, moja stacja, chociaż wcale nie chcę wysiadać. 

Gdy tylko opuszczam podziemia, chłód dopada moje ciało. Zaciskam mocniej szalik, a ręce chowam głęboko w kieszeniach. 

Może gdybym umiała żyć inaczej, teraz siedziałabym w jakimś ciepłym miejscu, otoczona ludźmi których kocham.

Ale nigdy nie umiałam żyć inaczej. Chodziłam tymi samymi ścieżkami, robiłam te same rzeczy od lat i ciągle popełniałam te same błędy.

W końcu pojedyncza łza wypływa spod powieki, torując sobie drogę wzdłuż przemarzniętego policzka. Szybko wycieram ją wierzchem bordowej rękawiczki. Jestem silna, a przynajmniej mogę udawać ją przez chwilę.

Przekręcam klucz jednej z kamienic w Londynie. Nie jestem gotowa żeby tam wejść i zmierzyć się ze słabościami. Nie jestem gotowa. Ale przekraczam próg i teraz jest już za późno by się wycofać.

Odwieszam swój płaszcz, kładę klucze na komodzie, chcę zakomunikować blondynowi, że jestem już w naszym mieszkaniu.

- Selah? - jego postać wychyla się z kuchni. Ma przewieszoną ścierkę przez ramię i moje serce kurczy się na ten widok. Czuję ból w każdym miejscu, w każdej pojedynczej komórce. - Zrobiłem carbonare! Na pewno nie jest taka dobra jak twoja, ale liczą się chęci - śmieje się wdzięcznie i znika w pomieszczeniu, nucąc pod nosem jakąś nieznaną melodię.

Przeczesuję swoje włosy gwałtownie i ściskam ręce w pięści. Dlaczego zgubiłam swoje szczęście i nie potrafię go odnaleźć?

Sunę do kuchni, siadając powoli przy stole. Czekam. Czekam na odpowiedni moment.

- Skończyłem swój artykuł. Wysyłałem go Marcusowi, jak dobrze pójdzie odbiorę nagrodę! - mówi, mieszkając makaron. - Bankiet jest za miesiąc, musimy się przygotować - dodaje, spoglądając wreszcie na moją osobę.

Podnoszę powoli wzrok, patrząc prosto w jego niebieskie tęczówki.

- Sel? Stało się coś? - cichy głos Nialla trafia prosto w moją klatkę piersiową, która zaczyna lekko drżeć.

Nie potrafię powiedzieć ani słowa. Zagryzam swój policzek od wewnątrz. I czuję, że chłopak zaczyna się domyślać. Że widzi w moim spojrzeniu jego sekret. Że widzi w moim zaszklonym wzroku, że ja po prostu wiem. 

As strong as you were, tender you go / one-shot / n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz