On

15 2 0
                                    

 W momencie, gdy ich czerwony van przekroczył bramę kościelnego parkingu, matka prychnęła tak głośno, że spomiędzy jej neonowych ust wypadł mentolowy papieros.

-A oni, co kurwa? Nie mieli co robić w domu? - krzyknęła, odchylając szybę i wyrzucając peta za okno, prosto na kostkę ufundowaną zapewne przez co pobożniejszych wiernych.

Wiesiek zaśmiał się głośno, klepiąc otwartymi dłońmi w kierownicę obleczoną futerkiem w lamparcie cętki, lekko wytartej i w kilku miejscach przypalonej już papierosami. Na sam dźwięk tego rubasznego, obrzydliwego dźwięku Ela poczuła jak jej wnętrzności skręcają się jeszcze mocniej, choć wcześniej wydawało jej się to niemożliwe.

-Proszę was... - szepnęła wbijając z całej siły paznokieć kciuka w palec wskazujący, mając nadzieję, że ból pozwoli jej się opanować. - Błagam was... nie dziś...

W samochodzie duszno było od zapachu wódy i słabej jakości petów, które kuzyn Wieśka - Waldek sprowadzał ze wschodu i które śmierdziały jak palone opony. Za każdym razem, gdy ten wielki i spocony jak świnia gbur zjeżdżał z towarem do Polski, zostawał u nich w domu na kilka dni i zwykle był to najgorszy czas w całym roku.

Waldek przywoził razem z papierosami i skrętami rudy samogon, który sprawiał, że już po pięciu szklankach wszyscy rzygali jak koty, a Wiesiek zasypiał w łazience z głową w kałuży niestety nie tylko swoich wymiocin. Ela za każdym razem miała wrażenie, że ten podejrzany typek tylko na to czeka. Kiedyś schodząc po schodach do salonu, widziała przez sekundę, jak tłuste łapsko Waldka obleczone w wielką złotą bransoletę wciska się łapczywie między uda mamy.

-Szkoda chłopa, ale przynajmniej pogada się w końcu z Piekarzem o chrzcinach – zaczął Wiesiek, zataczając już drugie kółko po parkingu w poszukiwaniu wolnego miejsca.

-Ciekawe ile zawoła ten sukinkot...– mama otworzyła uchylaną klapkę z lusterkiem i zaczęła naprędce nakładać na wąskie usta kolejną warstwę neonowej szminki, którą dostała od Wieśka zaledwie kilka miesięcy temu. - Zawsze był łasy na pieniążki, a najbardziej na te nieswoje.

Po chwili ośliniła własny palec i wytarła nim resztki wczorajszego cienia do powiek, którego żałosne długie smugi ciągnęły się od obu kącików jej szarych oczu.

-Cholera, Elka! Trzeba mi było powiedzieć, że jestem rozmazana.

Ela nie odzywała się. Jedyne czego pragnęła to koniec tego obrzydliwego dnia, który trwał uporczywie od rana i nie chciał się skończyć. Prosiła mamę i Wieśka, żeby wszyscy zostali w domu, ale jak nigdy uparli się, że zjawienie się na pogrzebie człowieka, którego prawie nie znali to ich rodzinny obowiązek.

-Mnie też się nie chce tam jechać Elka, ale w końcu widywaliśmy gówniarza odkąd się tu wprowadziliśmy, więc wypada zawlec dupsko chociaż na pół godziny – odpowiadał jej Wiesiek, kręcąc jednocześnie papierosy, aby mieć pewność, że na pogrzebie nie zostanie nagle odcięty od jedynego źródła rozrywki.

Nie rozumieli, że Ela nie spała tej nocy tak dobrze jak oni. Nie byli świadomi tego, ile wysiłku kosztował ją ostatni tydzień i to, żeby przyjść tu dzisiaj - w miejsce, w którym ostatni raz zobaczy go przed spuszczeniem ciała w zimny, ciemny dół. Nie chciała tego widzieć, nie mogła.

Bo przecież gdyby tam weszła, w tą lodowatą i wypełnioną ludźmi kaplicę, z kwiatami i wiązankami, z reprezentacjami szkoły i klubu sportowego i z jego mamą klęczącą przy grobie, gdyby to wszystko okazało się realne to... To by znaczyło, że on naprawdę....

-Możesz przestać pajacować, Elka? - mama wykręciła się z przedniego siedzenia, żeby poprawić paski w foteliku Lusi, która zaczęła za nie niecierpliwie szarpać. - Wiem, że nie chciałaś tu przyjeżdżać, ale przestań stroić fochy. To potrwa jakąś godzinę i potem pojedziemy do Gośki.

-Cioci Gosi? - wtrąciła się Majka, którą radosna nowina wyrwała ze świata Candy Crush.

-Rozdartej Gośki? - Wiesiek nie wydawał się być zadowolony z tej nowiny, chociaż grymas na jego twarzy mógł być spowodowany tym, że zatrzymał auto dopiero kilkaset metrów za kościołem, tuż pod prywatnym laskiem Piekarza, gdzie dumnie prezentował się zakaz parkowania.

-Taa – mama rozwiała wątpliwości obojga, wciąż siłując się z fotelikiem coraz bardziej marudnej Lusi. - Gośka obiecała, że odda nam ten stary kojec po Szymonie. Przyda się dla małej.

Wiesiek westchnął przeciągle, dobitnie prezentując swoje niezadowolenie. Nienawidził Gośki, co było jedną z niewielu wspólnych rzeczy dla niego i Eli. Mama w końcu uporawszy się z niesfornym fotelikiem, wróciła na przedni fotel i zaczęła pośpiesznie pakować kosmetyki do białej kopertówki.

-Nie martw się, misiek – pocieszyła Wieśka. - Jakoś wytrzymasz. Ciotka Gośka nie jest taka zła, co nie Elka? - zwróciła się do najstarszej córki, znajdując jej wzrok we wstecznym lusterku.

Ela nie miała zamiaru odpowiadać. Brzuch rozbolał ją od oczekiwania na nieuniknione. Nie chciała płakać, na pewno nie przy Wieśku, który wypominałby jej to przez następne tygodnie. Nie chciała tego słuchać. Czuła, że wszystko co dzieje się wokół niej jest rozmyte jak odbicie w wodzie. Nierealne. Od tygodnia bez przerwy towarzyszył jej jeden obraz – jego twarz obdarta całkowicie z ostatniego skrawka dawnego blasku, dawnego uroku. Z wystającą jak słup wbity w ziemię kością policzkową i rozlanym okiem. Z krwią sączącą się z połamanego nosa. Teraz też go widziała i czuła, że coraz bardziej ogarnia ją panika. On. Jest przecież tak blisko...

-Elka! Przejdziesz mi ten poziom? – niespodziewane szarpnięcie za ramię i krzyk wyrwał ją z bagna własnych myśli. - Próbuję od rana, ale nie umiem – powiedziała roszczeniowo Majka, wciskając przed oczy siostry telefon z wyświetlaczem wypełnionym kolorowymi cukierkami.

Pół Roku StądOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz