W Daegu było piekielnie gorąco, to oczywiste, a ponadto wilgotno. Tak gorąco, że ciuchy kleiły się do ciebie jak plaster, a pot kapał ci z czoła na policzki jak łzy. Ale gorąco było tylko na dworze, a ja z reguły wychodziłem na dwór tylko po to, by przejść z jednego klimatyzowanego pomieszczenia do drugiego.
Dlatego nie byłem przygotowany na jedyny w swoim rodzaju upał, którego można doświadczyć 237 kilometrów na północ od Daegu w Seulu, w szkole Korean Arts High School. Bryka rodziców była zaparkowana na trawie, kilka stóp od mojego pokoju, pokoju numer 43. Ale za każdym razem, kiedy pokonywałem te kilka kroków do i z samochodu, żeby wypakować to, co teraz wyglądało mi na stanowczo za dużo rzeczy, słońce przepalało mi ubranie aż do skóry z zawistną wściekłością, której zacząłem się bać niczym zapowiedzi ognia piekielnego.
Przeniesienie rzeczy z samochodu zabrało nam tylko kilka minut, ale mój nieklimatyzowany pokój internatowy, choć, dzięki Bogu, nie w pełnym słońcu, był w sumie niewiele chłodniejszy. Byłem zaskoczony; wyobrażałem sobie pluszowy dywan, boazerię na ścianach i wiktoriańskie meble. Poza jedną atrakcją - własną łazienką - dostałem pudełko ze ścianami z pustaków pokrytymi grubo warstwami białej farby i z podłogą wyłożoną zielono-białym linoleum. To miejsce przypominało bardziej szpital niż pokój w internacie z moich marzeń. Piętrowe łóżko z niewykończonego drewna z materacami z gąbki, stało przy oknie. Biurka, szafki i półki na książki były na stałe przymocowane do ścian, co miało zapobiec kreatywnemu planowaniu przestrzeni. N o i b r a k k l i m a t y z a c j i.
Siedziałem na dolnym łóżku, kiedy mama otworzyła walizkę, wyjęła z niej stos biografii, z którymi tata zgodził się rozstać, i zaczęła układać je na regałach.
- Potrafię się rozpakować, mamo - powiedziałem. Tata wstał. Był gotów do odjazdu.
- Daj przynajmniej posłać ci łóżko - upierała się mama.
Nie, naprawdę. Umiem to zrobić. W porządku.
Bo nie można przeciągać tych spraw w nieskończoność. W którymś momencie po prostu pociągasz za plaster i boli, ale za chwilę jest już po wszystkim i czujesz ulgę.
- Mój Boże, ale będziemy tęsknić - westchnęła mama, przeskakując między walizkami, żeby dostać się do łóżka. Wstałem i uściskałem ją. Tata też podszedł i stworzyliśmy swego rodzaju stadko.Było za gorąco i byliśmy zbyt spoceni, aby uściski mogły trwać długo. Wiedziałem, że powinienem uronić pare łez, ale mieszkałem z rodzicami już 16 lat i próbna separacja powinna była nastąpić już dawno.
- Luzik - uśmiechnąłem się.
Mama zaśmiała się.
- Tylko nie zrób jakiegoś głupstwa - przestrzegł mnie tata.
- Spoko.
Żadnych narkotyków. Żadnego picia. Żadnych papierosów.
Jako uczeń Korean Arts High School robił rzeczy, które znałem tylko ze słyszenia; tajne przyjęcia, biegi na golasa przez N Seoul Tower (zawsze jęczał, jak to wtedy brakowało dziewczyn), dragi, picie i fajki. Rzucanie palenia zajęło mu trochę czasu, ale jego durne lata minęły na dobre.
- Kocham cię - wypalili jednocześnie. Należało to powiedzieć, ale przy tych słowach poczułem się tak niezręcznie, jakbym patrzył na całujących się babcię i dziadka.
- Ja was też. Będę dzwonił co niedzielę. - Nasze pokoje nie miały telefonów, ale rodzice wystąpili z prośbą, aby umieszczono mnie w pokoju w pobliżu jednego z pięciu automatów, jakie posiadało Korean Arts High School.Uściskali mnie znowu - mama, potem tata - i było po wszystkim. Patrzyłem przez okno, jak wyjeżdżają z kampusu krętą drogą. Powinienem może poczuć lepki, sentymentalny smutek. Ale przede wszystkim chciałem po prostu ochłonąć, więc zabrałem jedno z krzeseł i usiadłem przed drzwiami w cieniu okapu, czekając na wiatr, który nie przychodził. Powietrze na zewnątrz było tak samo nieruchome i męczące jak powietrze w środku. Ogarnąłem wzrokiem swój nowy internat; sześć jednopiętrowych budynków, po szesnaście pokoi w każdym, układało się w sześciokąt dookoła rozległego trawiastego okręgu. Wyglądał jak przerośnięty stary motel. Wszędzie chodzili chłopcy z dziewczynami, śmiejąc się i ściskając. Miałem nikłą nadzieję, że ktoś podejdzie i porozmawia ze mną. Wyobraziłem sobie konwersacje;
- Hej to twój pierwszy rok?
- Zgadza się jestem z Daegu.
- Super to pewnie jesteś przyzwyczajony do upału.
- Do tego upału nie byłbym przyzwyczajony nawet wówczas, gdybym był z Hadesu - zażartowałbym. Zrobiłbym dobre wrażenie zaraz na starcie. ,,Jest zabawny. Ten facet Taehyung jest przezabawny''.
To oczywiście się nie wydarzyło. Nic nigdy nie działo się tak, jak to sobie wyobrażałem.
CZYTASZ
~ 𝐆𝐝𝐳𝐢𝐞 𝐣𝐞𝐬𝐭𝐞𝐬́? ~ | 𝓽𝓪𝓮𝓴𝓸𝓸𝓴
Teen FictionPierwszy alkohol. Pierwszy wybryk. Pierwszy przyjaciel. Pierwsza miłość. Ostatnie słowa. Taehyung Kim jest zafascynowany ostatnimi słowami sławnych ludzi i zmęczony swoim nudnym życiem w domu. Wyjeżdża do szkoły średniej z internatem, by odnaleźć t...