Wspaniały Dzień (prolog)

11 1 0
                                    

Początek prologu

Wschodzące słońce swym oślepiającym blaskiem przegonił wszystkie ciernie poprzedniej nocy i podniosło wrażliwie niską temperaturę do piekielnej duchoty ciepłem bijącym z promieni słonecznych. Rozchodzący się wokół pejzaż rozkwitał w znaną i monotonną paletę wypranych i brudnych kolorów wpełzających powoli na tutejsze otoczenie. Wielkie metalowo i betonowe gruzowisko pozostawione przez stary świat wylegiwał się aż po sam horyzont i tylko skryte pod wszystkim leć nieznacznie widoczne pomarszczone i zżółknięte źdźbła trawy urozmaicała całą kompozycje. Wszystko wydaje się być harmonijną, zgodną i estetyczną całością obrazu pozostałości miejsca zamierzchły dni. Tylko jeden element to wszystko psuł. Środek pola wypełniał jeden wielgachny dziesięciopiętrowy blok z wielkiej płyty. 

-O kurwa! Japierdole! Wow ale to jest cholernie ogromne i wogle zajebiste! Teraz czuje ze męczarnia z buta tyle godzin się na coś dała!-

-Mógłbyś się uciszyć Nicholas?- 

Dudniący i stanowczy kobiecy głos, złowrogi że aż czuć na skórze ciarki, a zimny pot zalewa całe ciało na myśl co mogłaby ci ona zrobić jeśli nie wysłuchasz jej rozkazu. 

-Ale o co ci chodzi? Ja się po prostu cieszę zwycięstwem. Coś ci w tym przeszkadza? -

Po zadaniu pytania Nicholas kopnął sobie butem kamyczek i przelotnym wzrokiem spoglądał na Laxon jednocześnie zerkając co chwilę na budynek. Kobieta powoli jakby z obrzydzeniem odwraca w jego stronę twarz i bardzo, bardzo poważnym że aż przerażającym spojrzeniem przebijającym jego ciało fizyczne i astralne mówi

-zwycięstwa? My nawet nie podeszliśmy do bloku, a to że dało radę przyciągnąć twoją dupe tutaj to dopiero początek, a cicho masz być bo nie wiemy czy jesteśmy tu sami więc ucisz się…  Nicholasie-

W jej głosie podczas wypowiadania imienia Nicholasa było czuć już długo gnieżdżącą się nienawiść do właściciela nazwy. Widocznie oni się nie dobrali zbytnio w tej ekipie, dobrze że jest nas czterech to się nie pogryzą nawzajem.

Nagle podszedł do mnie Ray przelotnie skanując wzrokiem całego mnie i spytał 

-Po co się na nich patrzysz? Nie warto marnować nerwów więc weź to ignoruj jak ja. Przecież oni tak codziennie…-

-Masz rację Ray, aleeee jestem wśród was nowy i jeszcze się nie przyzwyczaiłem do tego-

Wskazałem palcem na kłócącą się dwójkę na co oni oboje naraz przestrzelili mnie groźnym spojrzeniem po czym wrócili do obrzucania siebie gównem 

Nagle Ray kładzie na moim ramieniu dłoń, po czym chwile później zaczyna nią klepać jakby nie wiedział co ma na myśli robiąc ten gest więc wykonuje wszystkie możliwe czynności dłonią. Gdy skończył zabrał rękę i schował ją do kieszeni dresowych spodni rozerwanych że teraz są jak szorty 

-Dobra Valentine. Co ty na to by pójść teraz razem i ich wyprzedzić przed wejściem do bloku?-

-Dobra-

Uśmiechnęłem się entuzjastycznie do Raya a on odwzajemnił uśmiech szczerząc swoje wargi. Nawet miło się zrobiło nie zważając na tych plujących kwasem za nami. Ah chyba będzie to wspaniały dzień. 

Koniec prologu

RATUJMY MI CHLOPAKA Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz