Drugi

613 44 6
                                    

2.

- Czemu się śmiejesz? - zapytałem. Nigdy nie zdarzyło mi się, by dowolna osoba, która zapytała się mnie o wiek, się zaśmiała. Raczej są reakcje typu ,,Oh". On był pierwszy i chyba ostatni.

- Odruch. - Odpowiedział ze łzami w oczach, które oczywiście były ze śmiechu. Dziwiłem się, że ktoś potrafi rozpłakać się, kiedy się śmieje. Dla mnie było to niemożliwe, nie potrafiłem szczerze się uśmiechnąć, a co dopiero płakać. Nigdy nie robiłem tego przy drugiej osobie, moją reakcję próbowałem zawsze dostosować do sytuacji - gdy komuś było smutno, to ja także próbowałem być smutny; gdy ktoś był szczęśliwy, chciałem, aby widział, że ja także potrafię cieszyć się jego szczęściem.

Nie umiałem. Moje ,,odruchy" były bardzo nienaturalne.

- Ty jesteś głupi sam z siebie, czy ktoś ci za to płaci? - zapytałem, gdy Jongin trochę się uspokoił.

- Gratis jest - nie oczekiwałem jakiekolwiek odpowiedzi od niego, ale to było kojące. W środku cały byłem uradowany, że chłopak potrafi mieć poczucie humoru w jego aktualnej sytuacji. Większość ludzi, którzy chorzy są na raka, nie mają zbyt dużo nadziei, że wyleczy się go. Każą odłączyć się od respiratora i umierają powoli na łóżku szpitalnym. W zupełności ich rozumiałem, jeszcze przed poznaniem Kaia myślałem o samobójstwie, chciałem zniknąć z tego świata pozostawiając po sobie otwarte blizny, które nigdy się nie zagoją. Po poznaniu jedynego szczęśliwego człowieka z rakiem, zrozumiałem, że ciche zniknięcie jest nierealne. Zawsze pojawi się osoba, która będzie bardziej cierpiała, niż jakikolwiek człowiek rodziny, a jej rany się nie zamkną.

Wyciągnąłem rękę do szafki i wyjąłem z niej paczkę Marlboro Gold 100's. Następnie, dzięki kijowi, który dała nam jedna z sióstr, by otwierać okno, uchyliłem je i wyciągnąłem z paczki szluga. Zapaliłem go i zacząłem kurzyć. Kochałem palić, było to jedno z moich ulubionych zajęć w ciągu dnia. Gdy macocha z ojcem krzyczeli na mnie za błahe sprawy, zazwyczaj wychodziłem i paliłem. Każda czynność wykonywania przy tym, odprężała mnie - zaciągnięcie się; przyjemne pieczenie w gardle, przełyku i w płucach; a na końcu wypuszczanie przepięknych kształtów z dymu. Paliłem po to, by szybciej umrzeć, ale powstawała także przyjemność, której nie mogłem się wyrzec.

Skończyłem palić, papierosa wyrzuciłem do mojej szafki i zaciągnąłem na siebie kołdrę, obróciłem się na lewy bok, tak, że byłem teraz twarzą do ściany. Była popękana w niektórych miejscach.

- Stara - pomyślałem, lecz wcale nie zdziwiłem się. Wszystko w budynku tego szpitala było przestarzałe, poczynając od samej budowli, po pielęgniarki. Nie pracowały tutaj młode dwudziestolatki, lecz kobiety w wieku lat czterdziestu pięciu do sześćdziesięciu. Szpital został wybudowany, aby starsze kobiety i starsi mężczyźni, mogli się tutaj wykazać. Do pracy przeważnie biorą młode siostry, a tutaj wolą doświadczone i z większą wiedzą.

Ojciec wybrał go ze względu na moją prawdziwą mamę. To tutaj zmarła, dnia dziesiątego stycznia tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku. Bardzo przeżywałem jej odejście, wiedziałem, że nigdy już nie spotkam tej cudownej kobiety. Brakowało mi jej wtedy i brakuje mi jej dzisiaj. Ona cały czas siedziałaby przy mnie i całowała w czoło, jak wtedy, gdy nie mogłam zasnąć, bo myślałem, że w szafie i pod łóżkiem są potwory. Mówiłaby do mnie, że wszystko będzie w jak najlepszym porządku, bo ludzie zostali stworzeni po to, by umierać. Każdy kiedyś umrze - jedni szybciej, inni później i ja jestem jednym z tych osób, które prawdopodobnie umrą w młodym wieku. Kochałem moją prawdziwą mamę bardziej niż ojca. Najgorszą chwilą w moim życiu było to, jak przedstawił mi swoją nową wybrankę. Było to zaledwie dwa lata po śmierci mamy. Podejrzewałem, że miał kochankę, ale nie powinien brać z nią wtedy ślubu. Nie byłem gotowy na nową mamusię i nadal nie wierzę w to, że stało się to w prawdziwym życiu; że ojciec miał kochankę, gdy wiedział, iż mama jest w stanie bardzo ciężkim i powoli wszystko w niej obumiera. Nie wyobrażam sobie tego, co ona musiała przeżywać, gdy ten pieprzył się z Sohyun, a ona leżała na stole operacyjnym. Wtedy jeszcze była szansa na jej przeżycie, ale na końcu swojej przygody po prostu dała spokój i była jak roślina - niby żyje, ale jej obecności nie da się wyczuć.

Obróciłem się na prawy bok i zobaczyłem Jongina, który grał w jakąś grę na telefonie. Teraz, gdy przyzwyczaiłem się, że on tutaj jest, lepiej się czuję. Mogę wreszcie otworzyć do kogoś buzię i poopowiadać wszystko co mi się przytrafiło. Byłem uradowany faktem, że nie muszę tego trzymać w sobie; że mogę komuś się wyżalić i ta osoba to słucha. Moje życie składało się głównie z posłuszeństwa się ojcu. Robiłem to co on chciał i nie miałem nic do gadania, swoje uczucia trzymałem głęboko w środku mojej osoby, by nikt się nie dowiedział, co tak naprawdę czuję. Właśnie dlatego teraz nie potrafię zachowywać się odpowiednio, gdy ktoś jest smutny lub szczęśliwy. Byłem robotem ojca, a roboty nic nie czują. Do czasu, gdy mama zobaczyła jak płaczę. Podeszła i ucałowała mnie w czoło, pozwoliła, by wszystkie bóle wyszły na jaw. Nie potrafiłem powstrzymać moich łez, a potem odeszła. Nawet nie walczyła, aby móc opiekować się swoim dzieckiem. Zostawiła mnie na pastwę losu. Nie mam jej tego za złe, nie potrafiła wytrzymać z tatą, którego przez dwa lata przed jej śmiercią, nie było całymi dniami w domu, ponieważ był u Sohyun. Mama nie dawała mi żadnych oznak, że coś jest nie tak. Chciałem być taki jak ona i dalej chcę.

- Kiedy będziesz miał operację? - Zapytał, a ja otworzyłem oczy, które wcześniej zamknąłem. Byłem tak strasznie zmęczony, miałem dość leżenia w łóżku. Chciałem wyjść na świeże powietrze i pooddychać nim. Zapach szpitala i reszty chorych tak bardzo śmierdział.

- Nie wiem, jeszcze nie ustalili po ostatnich badaniach. - Odpowiedziałem ze smętną miną w jego stronę. Miałem nadzieję, że operację zrobią mi niedługo i wreszcie będę mógł żyć swoim życiem, bowiem miałem dość podporządkowywania się ojcu. Miałem dziewiętnaście lat, wszystko było ustalone, że za miesiąc wyprowadzałem się od niego i los akurat w takim momencie napatoczył taką niespodziankę.

--------

Wiem, że rozdział jest naprawdę bardzo krótki, ale pisałam to chyba tutaj, a na pewno na moim blogu, że będę dodawała częściami i niektóre są krótsze, a inne dłuższe. Mam nadzieję, że wam się spodobało i liczę na komentarze!

Heaven existsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz