Dwie minuty po północy

26 5 4
                                    

Jestem Katia. Dacie wiarę, że nie wierzyłam w magię? Może ktoś z was też jeszcze nie wierzy? Lecz spokojnie, to co się stało zmieniło całe moje życie.

Pewnego razu, kiedy poszłam spać, od razu kiedy się położyłam – zasnęłam. Był to bardzo spokojny i przyjemny sen. Nagle, ktoś zapukał w okno mojej sypialni, znajdującej się na siedemnastym piętrze wieżowca. Były dwie minuty po północy. Wystraszyłam się, bo kto miałby to zrobić o takiej godzinie i to jeszcze na tak wysokim piętrze? Pomyślałam, że to może wiatr stuka o szybę, lecz noc była bardzo pogodna.

Podeszłam ostrożnie do okna, otworzyłam je i wyjrzałam na zewnątrz. Na niebie widniał wyjątkowo duży i jasny księżyc. Wokół niego było widać bardzo wyraźnie mnóstwo gwiazd. Nie było ani jednej chmurki. Wyglądało to jakbym patrzyła na niebo nad wyspą z najczystszym powietrzem. Wydawało mi się, że dryfuję się w kosmosie.

Coś nagle jednak zaczęło się zmieniać. Nie wiem dokładnie co się stało, lecz już po chwili moje okno było wejściem do wnętrza ogromnego, ciemnego sześcianu błyszczącego się na krawędziach. Założyłam na siebie beżowy płaszcz, czapkę i rękawiczki, natomiast na nogi wciągnęłam skórzane kozaki. Bowiem na zewnątrz powiewał chłodny wiatr wpadając przez okno do pomieszczenia, w którym się znajdowałam.

Po chwili namysłu, wspięłam się na parapet i zeskoczyłam z niego na drugą stronę. Zamiast jednak spaść na podłoże znajdujące się kawałek pode mną – dryfowałam w ciemnej przestrzeni ogromnego pomieszczenia. Rozejrzałam się dokoła. Krawędzie sześcianu lekko się rozmyły, a na niebo z powrotem wracały piękne gwiazdozbiory, mgławice i księżyc. Dawno nie widziałam tak czystego nieba.

Przypomniała mi się zorza polarna, którą widziałam zimą w dzieciństwie, kiedy mieszkałam z rodzicami w chatce z bali pośród gór. Był w niej kominek, w którym zawsze żarzyło się drewno, dzięki czemu w środku było ciepło i przytulnie. Och, marzyłam aby znaleźć się tam jeszcze raz.

Nagle z dołu zaczęły wznosić się góry, których wierzchołki były obsypane śniegiem. Śnieg pokrył również ziemię, w której kierunku teraz powoli opadałam. Gdy w końcu wylądowałam, zatopiłam się w śniegu po pas. Rozejrzałam się. Na środku ogromnej przestrzeni otoczonej górami, stał domek z bali, ten o którym przed chwilą myślałam.

Przedarłam się przez śnieg w kierunku domku i zajrzałam przez okienko. Przed kominkiem ktoś siedział. Byłam to ja. Tyło znacznie młodsza. Bawiłam się moimi dwoma ulubionymi pluszakami. Za mną siedzieli moi rodzice na dwóch fotelach w świątecznych barwach rozmawiając o czymś. Na niskim stoliku z drewna dębu, stały trzy małe kubki z gorącą czekoladą i dwoma piankami pływającymi na wierzchu.

Mama spojrzała przez sąsiednie okno i zobaczyła coś o czym zawsze marzyłam w dzieciństwie. Kazała nam się ciepło ubrać, więc szybko to zrobiliśmy łącznie z nią po czym wyszliśmy na dwór. Nie sądziłam, że kiedykolwiek to zobaczę. Pewnie już się domyślacie co to. Podążyłam za ich wzrokiem i ujrzałam piękną, kolorową zorzę polarną ciągnącą się dokoła nas po przejrzystym niebie.

Marzyłam aby zobaczyć ją jeszcze raz i wtedy to marzenie się spełniło. Nie chciałam przestawać na nią patrzeć, lecz chciałam jeszcze raz poczuć ciepło palącego się drewna w kominku i smak niepowtarzalnie pysznej i słodkiej – gorzkiej czekolady.

Weszłam więc do środka i ogrzałam się siadając przy kominku. Przytuliłam moje pluszaki do klatki i poczułam się jak wtedy, kiedy byłam tutaj naprawdę – jako dziecko. Pluszaki te, co prawda nadal mam i śpią ze mną w objęciach moich ramion.

Wstałam i napiłam się trochę czekolady z mojego dawnego kubeczka. Była słodziutka, z nutą cynamonu. Teraz już takich nie produkują choć były pyszne.

Dwie minuty po północyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz