Odgłos hamującego pociągu tworzył na tle niezwykłego harmideru XIX Londynu niezwykłą kakofonię. Wielotonowa maszyna szarpnęła się po raz ostatni, po czym stanęła w agonii. Był rok 1888 i całe miasto wciąż żyło wydarzeniami sprzed blisko 20 lat kiedy to kilkunastu ludzi z najróżniejszych środowisk, grup społecznych, a także wyznań została zamordowana w tajemniczy sposób, a ich morderców nigdy nie odnaleziono. Tak przynajmniej brzmiała oficjalna wersja a jedynie nieliczni tacy jak Liam znali prawdę. Doskonale wiedział, że te zamachy to sprawka tych asasyńskich psów, które od stuleci niweczą wszystkie plany zakonu, do którego należał, zakonu, któremu ślubował wierność. Nerwowo przetarł twarz dłonią, był zmęczony, zmęczony podróżą z Nowego Świata z miejsca, w którym realizował swoją misję. Z miejsca, w którym robił jedną jedyną rzecz, tropił i zabijał asasynów, bez przerwy, od nowa i od nowa aż nie ostał się nawet jeden. Teraz postawił swoją stopę na peronie dworca King's Cross, swój pierwszy krok na Brytyjskiej ziemi i z tą chwilą jego misja po raz kolejny się rozpoczęła. Doskonale wiedział, że sam nigdy nie da rady wytropić i zniszczyć asasynów, aby tego dokonać, potrzebowałby pomocy ludzi, którzy doskonale znali to miasto. Rozejrzał się po peronie, otaczali go mężczyźni odziani w eleganckie płaszcze, które miały maskować wielką próżność i miałkość ich posiadaczy oraz ubrane w wykwintne stroje kobiety, których guziki sukni były w stanie zapewnić godne życie dla kilku rodzin. Suknie te zaś miały zarówno ukryć naiwność oraz oderwanie od rzeczywistości jak i odwrócić uwagę od zatrważającego faktu, że największym atutem tych dam był bogaty posag. Po dłuższej chwili dostrzegł również odziane mniej wykwintnie niż ich odpowiedniki z klasy wyższej kobiety o ciężkich i zmęczonych twarzach. Bez trudu dostrzegł w nich zagorzałe pracownice fachu pokrewnego miłości. W końcu jego wzrok trafił dokładnie na to czego szukał. Troje wygolonych osiłków bacznym wzrokiem rozglądało się po peronie w poszukiwaniu szczęśliwców, którzy byli gotowi pożegnać się z sakiewką w zamian za prawo do posiadania przednich siekaczy. Ich wygląd dawał jasno do zrozumienia, że nie należą do najbystrzejszy, a co za tym idzie, że ktoś wpadł na ten pomysł za nich, co czyniło ich doskonałym źródłem informacji. Uśmiechał się w duchu, jednocześnie sięgając po znajdujący się w kieszeni kastet. Gwałtownie odepchnął stojącą przed nim kobietę, powodując posłanie w jego kierunku wiązanki, która raczej nie przystoi damie, po czym spokojnym dziarskim krokiem ruszył w kierunku opryszków. W myślach opracowany miał już plan działania. Londyn niby nowoczesne miast ale przestępcy wszędzie działali dokładnie w ten sam sposób, było ich trzech, a każdy z nich pełnił inną funkcję. Najwyższy z nich to tak zwany „mówca", który uprzejmie przekonywał nieszczęśliwców, by rozstali się ze swoją sakiewką, obok niego zawsze znajdował się „czujka", który obserwował okolicę i ostrzegał przed nadchodzącymi kłopotami oraz „obstawa", która czuwała na wypadek gdyby te kłopoty się jednak pojawiły. Odgłos jego kroków zlał się z jazgotem znajdującego się na stacji tłumu podczas gdy zbliżał się coraz bardziej do grupy rzezimieszków. Zatrzymał się metr od nich i nawiązując kontakt wzrokowy z przywódcą grupy, sprowokował go tym samym do interakcji.
- Prowadź do swojego szefa- odrzekł ze spokojem, lecz co bardziej wprawne ucho mogło wychwycić w jego głosie nutkę irytacji
- Co kurwa?- głos osiłka wydawał się bardziej przypominać okrzyk godowy dzikiego zwierza a niżeli ludzką mowę. - Chyba ci się coś pomyliło, zabieraj się stąd, zanim obiję ci mordę- wycharczał, wyszczerzając zęby w grymasie, który w jego zamyśle miał zapewne stanowić szyderczy uśmiech.- Masz dokładnie 10 sekund, by powiedzieć mi to, czego oczekuję- głos Liama dalej był spokojny, choć irytację w jego głosie wychwyciłoby już nawet najmniej wprawione ucho.
- Już się kurwa boję, chuja ode mnie usłyszysz ty pierdolony...- tą niezwykle wymyślną wiązankę przerwał sprawnie wymierzony cios kastetem w podbrzusze, po którym krzyki osiłka zakończył odgłos łamanego nosa po kontakcie twarzy z kolanem. Kątem oka Liam dostrzegł, jak obstawa szarżuje w jego stronę, a czujka wyciąga z niepokojem nóż, zastanawiając się, co powinien począć. Sprawnym ruchem uskoczył sprzed szarżującego nań mężczyzny, po czym wystawił prawą nogę do przodu, kończąc jego szaleńczy pęd odgłosem ludzkiej czaszki uderzającej z przeraźliwym hukiem o posadzkę. Odwrócił się, jego wzrok powędrował w kierunku czujki, który stał w pozycji bojowej, z uniesionym nożem zastanawiając się, co powinien począć, błądząc oczami na prawo i lewo. Liam spojrzał na mężczyznę nie kryjąc swojej pogardy, i z kpiącym uśmiechem na ustach rzekł.
- Śmiało, zrób mi tę przyjemność.- Mężczyzna zawahał się przez chwilę, po czym w milczeniu opuścił broń. Liam schował kastet do kieszeni, zwyczajny kawał żelastwa, który przypominał mu o życiu, które już dawno pozostawił za sobą.- A teraz prowadź mnie do swojego szefa- odrzekł rozkazującym, aczkolwiek łagodnym tonem. Przez dłuższą chwilę polecenie pozostało bez jakiejkolwiek odpowiedzi, lecz w końcu mężczyzna skinął głową i stanowczym krokiem ruszył w kierunku wyjścia, Liam podążył za nim. Słońce okalało cały Londyn swoim żarem a jego promienie niemiłosiernie raziły po oczach gdy przedzierali się przez kolejne kręte uliczki Londyńskiego ekosystemu, mijając ludzkie szczury oraz handlarzy sprzedających dosłownie wszystko, od guzików zacząwszy, na własnym bądź cudzym dziewictwie skończywszy. W pewnym momencie dotarli do niewielkiego placu, na którym znajdował się wyniszczony przez upływ czasu i szczyny klientów pub. Zbir zatrzymał się i wymownym gestem wskazał w kierunku drzwi, które chwile później Liam przekroczył. Wewnątrz przybytku unosił się odór, a być może aromat ludzkich fekaliów i taniego rozwodnionego piwa. Podszedł do lady i zamówił jeden kufel tych zimnych szczyn, po czym dosiadł się do stolika, przy którym barczysty osiłek popijał swoje piwo.
- Coś za jeden- odburknął tamten i by przekazać swoje niezadowolenie, uderzył kuflem o blat stołu, posyłając część jego zawartości w powietrze.
- Nie wylewaj waćpan piwa- odrzekł ze spokojem Liam. -Przybyłem mówić kwestię pańskiej emerytury.
- O czym ty do cholery pierdolisz- uniósł się mężczyzna, uderzając kuflem o blat, ponownie wysyłając jego zawartość na 4 strony świata.
- Nie wylewaj waćpan piwa- odrzekł już nieco bardziej poirytowany – Pana ludzie pracują od teraz dla mnie i tylko od pana zależy, w jaki sposób rozpocznie się pana emerytura.- oznajmił ze spokojem
- Posłuchaj mnie bardzo, ale to bardzo uważnie, wielu już myślało, że może zająć moje miejsce, jednak to ja dziś popijam piwo w tym przybytku, a nie oni- wykrzyczał kark i by podkreślić swój punkt widzenia, z impetem uderzył kuflem o stół. -Więc jeśli myślisz, że możesz mi rozkazywać ty pierdolony...- jego monolog przerodził się w okrzyk niebywałego bólu gdy stary zardzewiały sztylet przyszpilił jego rękę do stołu przeszywając ją na wylot
- Prosiłem, aby nie wylewał waćpan piwa- ciągnął Liam. - A teraz zacznijmy jeszcze raz, kto tu od teraz rządzi?- zapytał, po czym naparł na sztylet, sprawiając, że mężczyzna zawył z bólu
- Kurwa mać pan, pan tu teraz rządzi.-wyjęczał z bólem mężczyzna- Moi ludzie są do pana dyspozycji.-Liam uśmiechnął się i poklepał go po twarzy.- No grunt, że się zrozumieliśmy- odrzekł, wyciągając jednym ruchem sztylet i powodując kolejną tyradę przekleństw. Obrócił się w stronę sali, członkowie gangów stojąc w bezruchu w milczeniu, wpatrywali się w jęczącego z bólu byłego już szefa. Orkiestra, która dawała występ w rogu sali również zamarła i w napięciu oczekiwała dalszego rozwoju sytuacji. Na jego twarzy po raz pierwszy od dawna zawitał szczery uśmiech
-Drinki na koszt firmy- odrzekł z entuzjazmem. -Orkiestra grać, a wy świętujcie panowie, bo dziś się bawimy, a jutro bierzemy się do roboty.- a tej jak doskonale wiedział było sporo
CZYTASZ
Assassin's Creed Miasto Chaosu
ActionKrótka historia o Liamie O'Shelly templariuszu który powraca do Londynu po wieloletniej nieobecności z zamiarem zniszczenia Asasynów.