oo1.

57 9 29
                                    

Pod one shotem, bardzo ważna notka, z którą proszę abyście się zapoznali

Pod one shotem, bardzo ważna notka, z którą proszę abyście się zapoznali

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Bolało. Bolała świadomość, że nie może nic zrobić aby pomóc ukochanej. Bolała świadomość tego, że to przez jego własne dzieci zginęła ta jedyna osoba, która trzymała jego życie w ryzach. Jego własne dzieci, drugi miot, na który przecież tak bardzo naciskał aby był. I ona przez to zginęła... Świadomość, że tak było, bolała niezwykle mocno.

Wychodzone, rude ciało zatrzęsło się, kiedy wojownik stłumił kolejną salwę szlochu. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, jednak po policzkach pociekły kolejne strumienie słonych łez. Łez, które były kompletnie bezsensowne. Łez, które nie przywrócą życia jego ukochanej. Łez, które nie cofną czasu. Łez, które wcale nie przynosiły ulgi, tylko dodatkowe cierpienie - poczucie słabości. Jednak nie umiał ich powstrzymać. One były silniejsze. Było ich zbyt dużo i tworzyły się zbyt szybko.

Pręgowanym ciałem wstrząsnął mocniejszy dreszcz, kiedy przed zaciśniętym, szmaragdowym okiem, pojawił się obraz martwej partnerki. Najpierw leżącej w żłobku, obok tych przeklętych kulek sierści, potem na polanie, gdzie przywódczyni wyrażała swoją żałość nad śmiercią swojej zastępczni oraz jednocześnie córki, a ostatecznie obraz jej ciała leżącego w wykopanym przez niego dole. Sam ją pochował. To było niezwykle bolesne, jednak nie mógł dać zrobić tego komuś innemu. Teraz jednak tego żałował. Widok tego ślicznego, białego ciała z czarną pręgą, którym zawsze się zachwycał w głowie, nie wierząc w jego piękno; tej puchatej sierści, do której tak bardzo kochał się przytulać; tych pięknych, błękitnych oczu, teraz zasłoniętych przez delikatne powieki, w które mógł patrzeć godzinami. Kiedy zdawał sobie sprawę, że ona jest martwa, po prostu łapy się pod nim załamywały.

Minęły już trzy księżyce. Ból cały czas zostawał taki sam jak na początku. Z każdym dniem, na nowo dochodziła do niego świadomość, że jego partnerki już nie ma na tym świecie. I każdego razu, był gotowy krzyczeć i atakować wszystko, aby tylko ulżyć temu, co w nim siedzi.

Nie wytrzymał. Rude ciało, z trudem się podniosło, chwiejąc się na wychudzonych nogach. Wrak wojownika, którym obecnie stał się kocur, wysunął się z legowiska i jak duch ruszył w stronę wyjścia z obozu. Wartownicy pełniący dzisiaj nocną straż, wcale go nie zatrzymywali. Wiedzieli gdzie idzie. Popatrzyli tylko na siebie ze skutkiem, ponieważ nigdy nie sądzili, że utracona miłość, może kogoś doprowadzić do takiego stanu.

Wysoki, dawniej przerażający swoją posturą kocur, szedł przez noc, a blask księżyca lądował na jego ciele, podkreślając wystające teraz kości. Już nie budził strachu - zamiast tego litość oraz współczucie. Księżyc świecił w oko wojownika, przez co ten w końcu się skrzywił.

— Nie możesz w końcu zajść za te durne chmury?! — wrzasnął w stronę jasnego prawie koła, zdobiącego niebo. Nastroszył rzadką sierść i zamachał wściekle ogonem. Następnie w kilku susach przeskoczył po brzegu strumienia, jednocześnie lekko mocząc łapy, po czym zatrzymał się. Schylił łeb i czubkiem nosa, z czułością dotknął płaskiego kamienia, położonego kilka długoścu ogona od rzeczki. Odetchnął cicho, a nawet zamruczał, chociaż z zielonego oka poleciała duża łza.

Warriors | one shots | DreamsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz