Miał wtedy siedemnaście lat, a to była ostatnia noc kiedy mógł złamać zasady. Ostatnia noc, kiedy mógł poczuć coś dobrego. Podjął już decyzję - zostanie poplecznikiem samego Voldemorta. Zostanie Śmierciożercą. Będzie zabijał, torturował, pozna smak władzy i siły, zyska szacunek, a jego nazwisko będzie kojarzyło się ze strachem. Będzie krzywdził, bił, poniżał i robił wszystkie rzeczy, których się brzydził, ale to dopiero jutro. Dziś chce pożegnać się ze światem, który dotąd znał. Popełnić błąd.
Kilka godzin przed ciszą nocną wymknął się do Pokoju Życzeń. Musiał pomyśleć, poza tym, chciał poczuć słodki ciężar oczekiwania. Słyszał, że to wspaniałe uczucie. Nie nacieszył się nim zbyt długo. Lily przyszła wcześniej niż powinna. Jej długie, rude włosy wciąż były wilgotne. Miała na sobie mugolskie spodnie i sweter. Zdecydowanie za duży, jak na nią. Był jednak ładny - w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni. Pięknie podkreślał jej oczy. Zielone, zamglone oczy.
- Lily, ja... przepraszam. Chciałem cię tylko przeprosić. - wyczarował kilka niezapominajek i podał jej, jak wtedy, kiedy byli dziećmi.
Podeszła do niego i wpiła się w jego wargi, pełna desperacji i strachu. Nie czekała na jego reakcję. Chciała, ten jeden raz, zrobić coś wbrew zasadom. ''Hmm, nie było tak trudno" - pomyślał i zabłądził dłońmi w okolice łopatek. Gładził jej nagą skórę, chciał zapamiętać każdy skrawek. Zrobiło mu się ciepło, ale nie gorąco. Poczuł jak jego myśli zaczęły błądzić, aż w końcu przestał myśleć. Zaczął tylko czuć. Jego dłonie zadrżały leciutko, kiedy rozpięła guzik od jego spodni...*
Zaśmiał się gorzko na wspomnienie tej nocy. Była krótka, ale intensywna. Myślał wtedy, że zdobył już wszystko co dobre i czeka na niego ciemna strona. Jakże głupi był, jakże głupi...
Minęło dwadzieścia lat, a on wciąż zastanawiał się, jak mógł kochać Lily. Wykorzystywała go, poniżała, ukrywała się z ich przyjaźnią, nigdy go nie słuchała, nie mógł liczyć na jej wsparcie. Wodziła go za nos, trzymając się z ludźmi, którzy na każdym kroku pokazywali, jak bardzo nim gardzą. Kiedy on spełnił jej oczekiwania żegnała go z wątpliwie czułym "dzięki, przyjacielu, do zobaczenia". Nie pamiętał, kiedy się taka stała i nie rozumiał, dlaczego znosił to przez tyle lat. Miał do niej sentyment, w pewnym momencie myślał nawet, że ją kocha. Zapomniał tylko, że on nie umie kochać. Nigdy nie umiał.
- Kurwa, nie będę przecież o tym myślał - mruknął do siebie i wstał. Zarzucił na siebie czarny, satynowy szlafrok i poszedł do skromnego salonu.
- Iskierko!
- Tak, sir? W czym mogę pomóc, sir?
- Kawy, takiej jak codziennie.
- Oczywiście, sir! Iskierka już pędzi, sir!
Kawa pojawiła się na stoliku kilkanaście sekund później. Odpalił papierosa i przeciągnął się. Obudził się i był sam, chociaż wieczorem miał... niespodziewanego gościa. Kiedy wojna się skończyła, jego plan lekcji uległ zmianie. Zajęć nie miewał wcześniej niż o dziesiątej. Minerva stwierdziła, że powinien zacząć dobrze sypiać, jeśli dalej chce uczyć. Efekty tak długiego znoszenia Cruciatusów nie były zbyt przyjemne. Sen to podstawowa rzecz w jego terapii. Nic więc dziwnego, że wstał po dziewiątej. Dziś Eliksiry ma dopiero na jedenastą piętnaście, Hermiona zaczęła lekcje już o ósmej.
- Hermiona Granger, kto by pomyślał - mruknął do siebie i dogasił papierosa. Wypił resztę kawy i zrzucił z siebie szlafrok. Poszedł do łazienki i wszedł pod ciepły strumień wody. Zamknął oczy i oparł się o ścianę. Pozwolił sobie na kilka słodkich wspomnień...
*
Przyszła zdecydowanie za późno. Zegarek wskazywał już kilka minut po północy. O tej godzinie, Severus Snape sprawdzał prace uczniów, pił czerwone, wytrawne wino i siedział w lnianej koszuli z podwiniętymi rękawami. Z gramofonu leciała mugolska muzyka, ogień trzaskał w kominku, a pióro przekreślało kolejne złe zdania.
Weszła cichutko bez pytania, bez pukania, bez jakiegokolwiek uprzedzenia.
- Severusie?
- Znów masz koszmary? Poppy powinna mieć jeszcze Eliksir Słodkiego Snu.
- Ja.. ja nie przyszłam po to.
- Więc o co chodzi? Jesteś zła bo nie dałem ci wybitnego za ostatni esej? Miał błędy, Granger.
- Też nie o to chodzi.. Severus, proszę.
- O co ty do cholery prosisz?
Dopiero wtedy podniósł głowę. Zobaczył jej zapłakane oczy, jeszcze mokre włosy, związane w koka, drżące dłonie.
- Nie zostawiaj mnie już, dobrze? - brzmiała na przynajmniej śmiertelnie przerażoną - Nie pozwól mi już więcej bać się w tak paskudny sposób.
- Granger, myślałem, że mamy ten temat już za sobą. Wojna się skończyła, nie możesz oczekiwać ode mnie więcej, niż ci dałem.
- Okłamałeś mnie. Obiecałeś. Obiecałeś mi, że nigdy już nie będę się bała.
- Byłem szpiegiem. Mogłaś spodziewać się kłamstw.
Coś w niej wtedy pękło. Podeszła do niego bliżej i roztrzęsionymi dłońmi oparła się o krawędź biurka.
- Nie pogrywaj ze mną, Snape. - próbowała brzmieć przekonująco i groźnie, a wyszło nieco komicznie. Oczy wciąż miała zalane łzami, czerwone i napuchnięte.
- Granger, czego ty ode mnie oczekujesz?
- Prawdy.
- Tak, okłamałem cię. Wielokrotnie. Wiedziałem, że w końcu przyjdziesz i zażądasz wyjaśnień. Nie byłabyś sobą, nie byłabyś przeklętą Gryfonką gdybyś nie przyszła. Więc powiem raz. Krótko i na temat. - spojrzał jej w oczy. Cholera, przepadł. - Kłamałem, żebyś była bezpieczna. Kłamałem, żebyś przeżyła. Żeby Potter przeżył, żebyście wszyscy przeżyli. Kłamałem, żeby Śmierciożercy nie zaczęli na ciebie polować, szmalcownicy to i tak zbyt wiele. Kłamałem, kurwa, żebyś była szczęśliwa. Nie mogłem się zaangażować, to by oznaczało twoją śmierć.
Nie przestawał patrzyć w jej oczy.
Nie, nie, nie, nie. Nie to miał powiedzieć. Miał skłamać, że to nic dla niego nie znaczyło, że była tylko oderwaniem od szpiegostwa, że wcale jej nie chce. Cynamonowe, ciepłe tęczówki sprawiły jednak, że zupełnie przepadł i nie miał pojęcia, dlaczego.
Nie pamiętał, jak to się stało. Kilka chwil po tym, jak skończył mówić, wylądowali na kanapie. Ona ściągała jego koszulę, a on pozbył się tej nieszczęsnej gumki do włosów. Pozwolił, żeby wilgotne pasma brązowych loków spadły kaskadą na jej nagie ramiona. Trzymał ją w talii i całował łapczywie jej szyję, ona błądziła drobnymi dłońmi po jego plecach. Dotykała blizn bez cienia skrępowania czy obrzydzenia.
- Granger.
- Snape.
Wstał gwałtownie i podniósł ją. Wziął na ręce i zaniósł do sypialni. Rzucił brutalnie na łóżko i kiedy zobaczył, jak przygryza usta, a potem oblizuje je powolutku, w jego głowie zahuczało. Nogi zrobiły się odrętwiałe i ciężkie. Gorąco uderzyło go w okolice mostka, podbrzusze zaczęło nieznośnie mrowić. Jeżeli kiedykolwiek myślał, że Lily mu się podobała, to był naiwnym głupcem. Evans nawet w połowie nie działała na niego tak, jak Granger.
- Bliżej, proszę. Chodź tu bliżej - szepnęła, przyciągając go do siebie za kark.
*
Uśmiechnął się leciutko, wychodząc spod prysznica i zakrywając biodra ręcznikiem. To była dobra noc. Pokusiłby się nawet, żeby rzec, że najlepsza. Miał dwadzieścia minut na śniadanie. Zdąży nawet zapalić.
Zapinając ostatni guzik surduta zauważył niewielką malinkę na nadgarstku.
- Gryfoni... - mruknął zirytowany.
*
Hermiona Granger zadrżała, widząc niewielką malinkę na nadgarstku Mistrza Eliksirów.
- Cholera!
- Hermiona, wszystko w porządku? - zapytał Ron, widząc jej obfitego rumieńca.
- Tak, Ron. Mówiłam do siebie.
Uśmiechnęła się pod nosem i oblizała usta. Była pewna, że widział.
