the start of the end

68 8 3
                                    

31 października 1981 (noc duchów)

Mroczną ulicą szedł sam Lord Voldemort, dla mugoli zwykły przebieraniec, dla czarodziejów chodzący koszmar, dementor który wyssał z świata czarodziejów cały pokój. Przez niego wszyscy z wesela zeszli do podziemia, ludzie rodzili się i umierali. Konflikt który choć formalnie trwał 11 lat, trwał już tak naprawdę lat 38, zaczął się on się tak naprawdę dwa lata przed upadkiem samego Gellerta Grindelwalda.

W jednym z domów nie świadomi zagrożenia bawili się z małym Harrym, James i Lily Potter.

Kto by się mógł spodziewać że już po kilku minutach będą leżeć martwi na podłodze, o ironio jaki to idealny dowód na to że życie jest ulotne. Ale wiesz co jest jeszcze bardziej ulotne? Szczęście.

Które tego dnia z życia huncwotów miało zniknąć zupełnie, na zawsze, nie odwracalnie się od nich odwrócić.

Syriusz tchnięty przeczuciem zmaterializował się u drzwi domu w którym śmierć mieszkańców dogoniła. Bo ona goni przez całe życie, to jak szybko nas dogoni zależy od tego jakie przeszkody napotkamy.

I już wiedział że jednak przepowiednia się spełni.

Młody Black upadł na kolana.
To nie tak miało wyglądać.
To nie tak się miało skończyć.
Mieli żyć.
Mieli pokonać Voldemorta.
Mieli być szczęśliwi.

Ale właśnie taka jest cena szczęścia, aby coś powstało musi być tego przeciwieństwo. Ból. Akurat na nich padło.

Nagle coś sobie uświadomił.
Zemsta.
Krew.
Nienawiść.
Strażnik.
Tajemnica.
Peter.
Peter Pettigrew.

Warknął.
Zamienił się w psa.
Zrobił najgorszą rzecz.
Zatracił się.
Każdego da się złamać, każdego kto ma uczucia.
A przecież każdy je ma.
Nawet Grindelwald'a poskromiła miłość.
Blacka nie udawało się złamać przez 21 lat.
Bicie.
Crucio.
Wyzwiska.
Ale nic go nie złamało.
Do teraz.

Biegł przez ulicę.
Pokonywał kilometry ale nie czuł zmęczenia.
Skrzydła nienawiści go niosły.

Dobiegł.
Alohomora.
Krzyk.
Chęć rzucenia klątwy.
Pokazała się w nim natura Blacków.
Wybiegli na ulicę.
Rzucając w siebie zaklęciami.

Nagle Pettigrew...
Zwariował.
Zabił pół ulicy mugoli.
Wypalił avadą zza pleców.
Odciął sobie palec.
I zamienił się w szczura.

Zbiegli się aurorzy.
Jak zwykle.
Po czasie.
Expeliarmus.
Black jest bez różdżki.

Po chwili Syriusz stoi splątany.
Śmieje się.
Wyrywa.
Jego umysł przejął szał.
Nie wiedział czemu się śmiał.

2 dni minęły.
Przyszedł 2 Listopad.
Sąd nad Blackiem.
Wielka sala.

Dowody uznali za tak trafne że nawet go nie przesłuchali.

Mimo
Łez.
Płaczu.
Prośb.
Gróźb.
Krzyku.
Łamanych kości.
Wyrywanych włosów.
Okaleczania się.

Wsadzili go do Azkabanu.

Tak zaczął się początek
PIEKŁA
na ziemi.

..........................................................
Notka
Dobra jak ktoś to znalazł to witam.
Rozdziałów będzie jeszcze ok. 4
(Bynajmniej tyle planuje)
Mam nadzieję że w tym tygodniu napisze jeszcze 2 rozdziały ale także pewna nie jestem.


The end. Maraduers Era.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz