Chapter4

15 0 0
                                    


Obudził się w dole z wodą wielkości jego wanny. Rozejrzał się po otaczającej go pustej przestrzeni. Wszędzie dominowała czerń z fioletową poświatą. Jedynie woda w dole była innego koloru – czerwonego. Nadal unosiły się na niej płatki róż. Nigdzie nie było źródła światła, ale on widział to wszystko doskonale. Podniósł ręce, które były ukryte pod wodą, i zobaczył otwarte ranny po cięciu, z drobną różnicą - już nie krwawiły. Wygramolił się z wody na czarne jak noc podłoże, jeśli w ogóle można je tak nazwać. Stawiając stopy, poczuł jakby stał na chmurze. Ukląkł i dotknął ręką podłoża. Było przyjemnie zimne, ale brakowało jej konsystencji. Wydawało mu się, jakby trzymał w dłoni jakiś glut, ale zrobiony z chmury.

-A więc tak wygląda życie po śmierci? – bardziej stwierdził na głos, niż spytał sam siebie. Zrobił kilka kroków do przodu, chcąc zobaczyć jak zachowa się podłoże. To natomiast leciutko się pod nim uginało, nie utrudniając mu przy tym ruchów. Po chwili przystanął i zdał sobie sprawę, że jest tylko w czerwonych bokserkach. Podszedł do miejsca, w którym się obudził. Właściwie nie wiedział czego szuka. Nic przecież wokół nie ma. Mruknął zastanawiając się.

- Skoro mam na sobie to, co w chwili – urwał na moment – śmierci i na powierzchni wody są kwiaty, to czy nie powinien... – urwał i zaczął grzebać w czerwonej wodzie.

– Mam! – uśmiechnął się, czując w dłoni znajomy kształt kamienia od babci. Już miał wyciągnąć go z wody, ale natrafił na jeszcze jeden przedmiot – nóż. Chwycił go w drugą dłoń i wyciągnął oba przedmioty z wody. Gdy już miał się mu przyjrzeć, nóż rozsypał się w jego dłoni i zniknął niby zabrany wiatrem. Pozostał tylko kamień z ptakiem.

- I co ja mam z Tobą zrobić? – zapytał kamień, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Westchnął i rozejrzał się raz jeszcze. Jak mógł się spodziewać, wszędzie było ciemno i niczym delikatna mgła, fioletowa poświata unosiła się na czarnym chmurzastym podłożem. Przynajmniej tak mu się zdawało, bo widział maksymalnie na dziesięć metrów.

-„Jeżeli można nazwać to , że się widzi ciemność" – pomyślał. Złapał kamień mocniej w lewej ręce i zaczął iść do przodu.

– Miałem nadzieje, że przestanę być – mówił do siebie na głos – albo, że będzie ciekawiej – urwał i zatopił się w myślach. Wyobrażał sobie, że budzi się na łóżku w nieznanym mu pokoju. Rozgląda się po nim i widzi wielkie okno przez które widać piękne błękitne niebo. Podchodząc do okna, orientuje się, że to po prostu dziura w ścianie bez szyby. Czuje delikatny wiatr na policzkach i wygląda przez okno na rozpościerającą się, aż po kraniec wzroku niebieską przestrzeń. Nic tylko się w nią rzucić i lecieć w nieznane. Wyrwał się z tej utopijnej wizji, lądując na ziemi przewróciwszy się o wystający korzeń. Zaklął czując w ustach ziemię. Wypluł ją i leżąc, odwrócił się na plecy . Zobaczył czarno-szare gałęzie bezlistnego drzewa nad sobą. Podniósł się z podłoża, aby przyjrzeć się drzewu. Wydawało się stare i nie przypominało żadnego drzewa, które znał. Oplatały je nikłe języki jakby fioletowego światła. Pień wyglądał jakby, ktoś ścisnął go w czterech miejscach z różną siła. Od ziemi był gruby. Oskar spróbował go objąć, ale brakło mu na oko czterdziestu centymetrów. Szybko oszacował, że może mieć około dwóch i pół metra obwodu, żeby zaraz zwęzić się i wyglądać jak gałąź. Jednak zaraz po tym zwężeniu pień stawał się, grubszy niż u dołu i znowu się zwężał i tak jeszcze dwa razy. Zauważył, że im wyżej, tym cieńsze są zwężenia i grubsze obszary między nimi. Gałęzie wyrastały tylko z chudszych części, było ich całe mnóstwo, a niektóre były grubsze od pnia. Szczególną uwagę zwrócił na dwie najdłuższe gałęzie. Ich końce wyglądały niczym ręka z trzema palcami, a jeden z gałęziastych palców wyglądał, jakby wskazywał kierunek. Jedna gałąź na prawo druga na lewo od Oskara. Przejechał dłonią po pniu, kora była szorstka i lekko wilgotna. Chciał ułamać kawałek kory, ale była zbyt solidna. Westchnął i oparł się plecami o pień.

Człowiek i KrukOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz