[1]

375 41 47
                                    


- Hej - odezwał się, zbliżając się do chłopaka, który siedział na barierce mostu.

Dlaczego postanowił zagadać do osoby, która właśnie myślała nad samobójstwem? Dlaczego zamiast tego nie zadzwonił po pomoc lub nie udawał, że nie zauważył tej sytuacji, podobnie jak kilka osób przed nim? On sam tego nie wiedział.

Czy chciał mu pomóc? Uratować mu życie? Nie.

Tsukishima Kei jest wyprany z emocji; najprawdopodobniej nie przejąłby się za mocno faktem, że jakiś nieznajomy popełnił samobójstwo praktycznie pod jego nosem.

- N-nie podchodź! Bo skoczę! - zagroził wyraźnie zdenerwowany mężczyzna.

- Śmiało, nie zamierzam cię powstrzymywać. - Odpowiedział okularnik, co zdziwiło nieco jego rozmówcę. - Mogę cię o coś spytać?

Kei nigdy nie mógł zrozumieć, po co na siłę starać się utrzymać przy życiu kogoś, kto żyć nie chce. Im więcej samobójców, tym mniej samobójców. Po co im przeszkadzać? Skoro ktoś nie chce żyć, spoko, jego sprawa.

- J-już mi raczej wszystko jedno, wal.

- Chcesz żyć?

Przez chwilę panowała między nimi cisza, ale przerwał ją śmiech bruneta. Nie mógł pojąć, co chodzi po głowie blondyna. Powaga, zagadujecie do typa, który chce popełnić samobójstwo, żeby spytać się, czy chce żyć. Nieco ironiczne, nie uważacie?

- Zamknij się i odpowiedz na moje pytanie - burknął wyraźnie zirytowany.

- Szczerze? To tak.

Tsukishimą to trochę wstrząsnęło. Jak to, kurwa, chce żyć? To po co tu siedzi? Jak można nie szanować swojego życia tak bardzo? 

Jego matka nie chciała żyć. I dlatego nie miał do niej żalu. Popełniła samobójstwo pół roku wcześniej. Jej życie nie satysfakcjonowało jej, ba, nienawidziła go. Wieczne kłótnie z mężem, który mimo że ją bardzo kochał, nie umiał dać jej szczęścia, użeranie się z dwoma synami, długi. Miała tego wszystkiego dość. Ale nie była głupia; gdyby chciała żyć, uciekłaby z miasta z jednym ze swoich kochanków i zaczęłaby nowe życie. Kei to rozumiał i szanował. Jej wybór. Chce - żyje, nie chce - no cóż.

- To co tu robisz? Co odpierdalasz na tym moście? - odpowiedział wreszcie.

- Nie umiem dalej żyć. Chcę, ale nie potrafię. Jestem dla wszystkich problemem. Wszyscy mnie mają dość, dość zbędnego balastu. Nie mam żadnych przyjaciół, którzy mogliby po mnie płakać. Ja tu tylko zawadzam.

Okularnik nie wytrzymał. Podszedł bliżej bruneta, który zajął się miętoszeniem swoich palców, chwycił go w pasie obiema rękami i podnosząc, przeniósł na drugą stronę barierki. Nie był przy tym delikatny, dlaczego miałby być? Niższego chłopaka zamurowało, nie spodziewał się, że ktokolwiek może być tak nierozważny... A co gdyby go nie utrzymał i puścił?

- Jeśli, kurwa, chcesz żyć, to żyj! - praktycznie krzyknął ze złości Kei. - Nikt ci, kurwa, nie broni! Jesteś po prostu samotny, człowieku, samotny. Co cię to obchodzi, komu tu zawadzasz? Chociaż mam wrażenie, że ten aspekt tylko ty tak postrzegasz. Na chuj się tym przejmować? Jeez.

Brunet nie wiedział, co powiedzieć. Chyba Tsukishima miał rację, był po prostu samotny. Ale jak znaleźć towarzysza w świecie, gdzie wszyscy cię prześladowali, a potem zapomnieli o twoim istnieniu?

Blondyn zaczął iść w kierunku centrum miasta.

- Idę na drinka, idziesz ze mną? - spytał, nie patrząc na chłopaka.

- Yy.. Jakby to.. myślałem, że będę już martwy. Nie wziąłem portfela - wyznał i przygryzł dolmą wargę.

- Ja stawiam.

Brunet ucieszył się na te słowa i podbiegł do, znajdującego się już kawałek od niego, blondyna. Szli w ciszy przez kilka minut.

- A jak ty w ogóle się nazywasz, niedoszły samobójco?

- Yamaguchi, Yamaguchi Tadashi.

przeznaczenie | tsukkiyama | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz