Głucha cisza przerywana jedynie stukotem ciężkich, wojskowych butów otaczała wszystko wokół. Słońce chyliło się ku zachodowi, lawirując pomiędzy gałęziami drzew i tworząc majestatyczne wzory swym światłem. Z daleka widać było nadlatujący dym - symbol dopiero co zakończonej bitwy. Krew powoli sunęła po ciele, brudząc przy tym piękny, błękitny mundur. Co z niego za pożytek, skoro nie ma już o co walczyć? Kiedy ostatnia nadzieja, tlącą się jeszcze w sercach narodów, zgasła niczym niedopalony papieros przydeptany podeszwą?
Wysoki, białowłosy mężczyzna, szedł przed siebie nie zważając na nic, pogrążony w swych rozmyślaniach. Nie mógł pojąć, jak krucha była potęga - wystarczył jeden zły ruch, aby wszystko runęło jak domek z kart. Wściekły, pogrążony w głębokim żalu, sam nie rozumiał swych uczuć. Jedyne, czego był pewien, to że są zbyt intensywne. Przytłaczały go z każdą chwilą coraz bardziej, aż w końcu zabrakło mu tchu i opadł bezsilnie na poranione kolana. W jego oczach wezbrały łzy, których pierwszy raz w życiu nie powstrzymywał.
Wraz z nim zaczęło płakać również niebo, jakoby towarzysz niedoli. Zatracony w bezkresie cierpienia, nie zwracał uwagi na upływający czas. Nie wiedział, czy spędził tak kilka minut, godzin, a może zastała go już kolejna doba? Nie dbał o to. Utracił wszystko, co było mu bliskie. Wszystko, na czym mu zależało.
W oddali widział błąkające się zwierzęta, wabione zapachem krwi, jednak żadne z nich nie podeszło bliżej. Czyżby wyglądał aż tak żałośnie, że nawet one nie chciały do niego podchodzić? Załamany swoją niemocą oraz wycieńczony godzinami płaczu, osunął się na bruk. Nie zważał na to, czy ktoś może go znaleźć. Właściwie nawet chciał, aby tak się stało. Może wtedy powiedziałby mu co dalej, nakierował myśli i serce na coś, co ma jeszcze szansę..?
Co zaskakujące, pomimo stanu, w jakim znajdował się obecnie jego organizm, nie czuł bólu ani głodu. Choć wycieńczony, nie czuł zmęczenia. Jedynie przeszywające zimno utwierdzało go w tym, że nie przestał istnieć. W środku jednak był martwy.
Jego obrażenia powodowały, że na zewnątrz również na takiego wyglądał. Nie przejmował się tym. Jedynym, co zaprzątało jego myśli, były ostatnie słowa jego dowódcy.
„To koniec."
To naprawdę był koniec. Wydał ostatni dech, patrząc niewidzącym wzrokiem, choć wydawałoby się, że wwierca się w jego duszę. Na samo wspomnienie ściskało go serce. W przekrwionych oczach zabrakło już łez, lecz to nie powstrzymało go od wyładowania swoich emocji przeraźliwym krzykiem.
Ptaki poderwały się z drzew i odleciały w tylko sobie znanym kierunku, a on znów został całkowicie sam. W ciszy, której jedynym zakłóceniem był jego nierówny oddech. Zatracał się w tej nicości coraz bardziej i bardziej, aż przestał rejestrować, co dzieje się wokół niego. Leżał, wpatrzony w jeden punkt, w przemoczonym i zakrwawionym mundurze, a jego oczy straciły swój dawny blask.
Niespodziewanie poderwał się do siadu, zaalarmowany nagłą zmianą temperatury. Chmury zasłoniły księżyc, zerwał się wiatr. Podnosząc się, poczuł w kieszeni jakiś przedmiot. Wyciągnął z niej, jak się okazało, pomiętą kartkę i zapalniczkę. W drugiej kieszeni zaczął szukać papierosów, które znalazł dopiero po chwili. Zapalił jednego i zaciągnął się mocno. Przymknął powieki, rozkoszując się drażniącym uczuciem dymu obejmującego jego krtań. W głowie zaczęły mu przelatywać fragmenty wspomnień z bitew, bankietów, a także zwykłych, niczym nie wyróżniających się dni, spędzonych nad Spirdingsee. Nie mógł zrozumieć, jak w jednej chwili to wszystko zupełnie straciło znaczenie.
CZYTASZ
Czy istnieje sens w nonsensie? | Gilbert Beilschmidt
FanfictionGilbert, wykończony bitwą, walczy z własnymi demonami.