Na samym początku chciałabym uprzedzić, że jest to mój pierwszy One Shot, ma kilka błędów i wyszedł straszne krótki. Oraz oczywiście, wszystkiego najlepszego dla naszego rudego kapelusznika!
Chuuya przeciągnął się na krześle cicho ziewając i jeszcze jeden, ostatni raz patrząc na stos papierów na jego biurku odłożył długopis na drewniany blat. Skrzywił się nieznacznie. Kto by pomyślał, że wszystkie zaległe raporty dostawców broni zostaną przysłane akurat dzisiaj?
Ponownie ziewnął i wstając chwycił w rękę swój ukochany, czarny kapelusz, spoczywający tuż obok sterty papierów do przejrzenia. Była godzina dwudziesta trzecia, lecz chociaż mafia powinna sterować Yokohamskim mrokiem, to Chuuya miał ochotę tylko rzucić się na łóżko i iść spać. Ten dzień był męczący jak żaden inny; jego oddział był wyjątkowo nieznośny, Kouyou ponownie wyprawiła mu kazanie dotyczące picia alkoholu, a więźniowie, przy których przesłuchaniu miał pomagać, stawiali opór jakby specjalnie chcąc zrobić mu na złość. Prychnął przypominając sobie ilość krwi, której zostali pozbawieni przesłuchiwani i odruchowo spojrzał się na swoje dłonie. Nie to, że nie czuł nic przy mordowaniu lub krzywdzeniu ludzi, aczkolwiek siedem lat pracy w Portówce dało się mu we znaki i jako jeden z ważniejszych kierowników nie mógł wahać się przed naciśnięciem spustu. Westchnął cicho. Cisza panująca w wieżowcu była wręcz przytłaczająca, dlatego starał się go opuścić tak szybko jak tylko mógł.
Może zasada ta nie odnosiła się do Portowej Mafii, lecz rudzielec zdążył nauczyć się już, iż taka cisza nigdy nie oznaczała nic dobrego. No może wykluczając jeden, szczególnie ważny przypadek.
Rudowłosy nie zwracając nawet uwagi na otwarte drzwi, potykając się o własne nogi wszedł zmęczony do swojego mieszkania po całym dniu pracy. Chociaż nie mógł nazwać tego mieszkania w całości swoim - było to spowodowane decyzją Moriego, która dotyczyła dzielenia równo trzydziestu dwóch metrów kwadratowych salonu, kuchni, oraz łazienki, z pewnym bardzo irytującym osobnikiem, potocznie zwanym Dazaiem Osamu.
Ciche westchnięcie opuściło jego usta, obijając się kolejno o wszystkie ściany przestronnego apartamentu. Gdy nie dotarł do niego żaden dokuczliwy komentarz dotyczący jego własnej osoby, źrenice chłopaka rozszerzyły się, zaś tęczówki zwęziły zaniepokojone. Może Osamu po prostu go nie usłyszał? Nie, ten mafijny demon zawsze utrzymywał czujność na najwyższym poziomie, nawet w miejscu, w którym powinien czuć się bezpiecznie.
-Dazai? - Rudzielec zawołał, lecz tak jak poprzednio, odpowiedziała mu głucha cisza wypełniająca całe, zagracone rzeczami nastolatków mieszkanie.
Cisza w ich wspólnym domu nie oznaczała nic dobrego, wręcz przeciwnie - była jeszcze bardziej podejrzana od nieustannych krzyków, kłótni, czy dźwięku bitych talerzy, którymi raz na jakiś czas miał oberwać Dazai. Poczucie niepokoju nasilało się z każdą sekundą, z którą szatyn nie odpowiadał. Chuuya tego samego dnia dostał od niego SMS'a, że będzie spędzał resztę tygodnia w domu, dlatego przytłaczająca cisza, oraz brak jakiegokolwiek odzewu sprawiał, iż kapelusznik z każdą chwilą stawał się bardziej nerwowy.
Gdy Dazai siedział w mieszkaniu nigdy nie było cicho. Szatyn zawsze się gdzieś krzątał mącąc powietrze, oraz przy okazji nerwy swojego partnera, i ustępował tylko wtedy kiedy spał, co definitywnie nie zdarzało się zbyt często, a na pewno nie o tak wczesnej dla niego porze jaką była dwudziesta druga. Nawet myć się po cichu nie potrafił, bo gdy nie używał prysznica, a wanny, co w teorii powinno być cichsze od kropli wody nieustannie uderzających o podłoże, w praktyce, jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności z oparcia wanny spadały wszystkie możliwe płyny do kąpieli.
Rudzielec spięty odblokował pistolet i zaczął skradać się korytarzem. Zachowując środki ostrożności, zaglądał po kolei do każdego pomieszczenia, włączając w to dziwnie czysty pokój Osamu, w którym również nie zastał współlokatora. Gdy dotarł do swojego pokoju przełknął gulę w gardle. Jeśli szatyn tam był, mógł się szykować na gniew Arahabakiego, lecz jeśli nawet tam nie było śladu po jego obecności, to otwarte drzwi mogły być sygnałem, informacją o tym, iż ma kłopoty, która została bezczelnie zignorowana przez jego partnera.
Niepewnie, nadal mając w ręce odbezpieczony pistolet, wszedł do pomieszczenia czujnie rozglądając się naokoło. Nagle światło się zapaliło, a oczy kapelusznika zostały zasłonięte przez czyjąś szorstką dłoń.
-Niee-spooo-dziaaa-nkaa - Dazai przesylabizował, specjalnie przeciągając każdą sylabę i odsłonił partnerowi oczy - Co Chuu? Nie mogłeś mnie znaleźć i się zmartwiłeś?
Chuuya spojrzał się na niego poirytowany z powrotem zabezpieczając broń. Odwrócił się do chłopaka i uniósł głowę, aby móc patrzeć mu w oczy. Dazai nawet nie ukrywał swojego rozbawienia całą tą sytuacją.
-Nie. - Nakahara zacisnął pięści, lecz po chwili rozluźnił się i wziął głęboki wdech - Co za niespodzianka? - przechylił głowę na bok mrużąc oczy.
Dazai uśmiechnął się i wyciągnął przed siebie ręce, które, Chuuya dopiero teraz zauważył, do tej pory trzymał za plecami. Zabandażowane dłonie trzymały niewielkiej wielkości, czerwone pudełeczko, mające około trzy na dziesięć centymetrów, przewiązane złotą wstążką.
-Anee-san trochę mi pomogła, ale... - Osamu odwrócił wzrok gdzieś w bok pokoju - Wszystkiego najlepszego?
Chuuya uśmiechnął się ciepło na wspomnienie tamtego wieczoru i zacisnął dłoń na srebrnym łańcuszku wiszącym na jego szyi tuż nad koszulą, lecz pod kamizelką, tak, aby nikt poza nim nie mógł go zobaczyć.
Nawet nie zorientował się kiedy prawie uderzył w drzwi do swojego mieszkania. Rozejrzał się zdezorientowany. Kiedy on niby tu wszedł? Zmrużył oczy i sięgnął do kieszeni po pęk kluczy, jednak okazało się, iż drzwi są otwarte.
Lekko zaniepokojony wyciągnął pistolet, który po chwili szybko odbezpieczył i uchylając nogą drzwi wszedł do mieszkania. W środku panowała ciemność, oraz cisza, tak bardzo podobna do tej panującej w apartamencie podwójnej czerni sześć lat temu. Przygryzł wargę i zaczął sprawdzać pomieszczenia, a wspomnienia z jego pierwszych urodzin w mafii wpychały się do jego umysłu jedno za drugim, kompletnie wypychając z niego racjonalne myślenie.
Kiedy w końcu dotarł do swojej sypialni przełknął gulę w gardle, następnie ponownie zabezpieczając pistolet. Jedną dłonią ostrożnie uchylił drzwi, zaś drugą, którą przecisnął przez szparę pomiędzy drzwiami a framugą, starał się trafić we włącznik do światła. Nagle, szorstka dłoń złapała za jego nadgarstek i wciągnęła go do środka zapalając światło. Zanim Nakahara się obejrzał, jedną dłoń miał splecioną z tą zabandażowaną, zaś druga, luźno spoczywała wzdłuż jego ciała, w przeciwieństwie do drugiej ręki intruza, która obejmowała go w talii. Ich nosy prawie się stykały, a szczery uśmiech gościa wywoływał na twarzy Chuuyi obfite rumieńce. Jednym zdaniem: stał oko w oko z okazującym szczere, ludzkie emocje Dazaiem Osamu, który bezsprzecznie włamał się do jego domu.
Szatyn zaśmiał się i przybliżył do rudzielca, tak, że ich czoła się stykały.
-Wszystkiego najlepszego, ślimolu.
CZYTASZ
|Wszystkiego najlepszego, ślimolu| |Soukoku| One Shot
Fanfiction"Rudzielec zdążył nauczyć się już, iż taka cisza nigdy nie oznaczała nic dobrego. No może wykluczając jeden, szczególnie ważny przypadek." Gdzie urodziny Chuuyi, stały się zwykłym, męczącym dniem w Portowej Mafii.