Zaniepokojony Arthur Kirkland szybkim krokiem przemierzał korytarz szkoły, do której uczęszczał jego syn. Zmierzał do gabinetu dyrektora placówki, a ponieważ nieraz był wzywany, doskonale znał drogę. Alfred zapewne znów pobił się z jakimś chłopakiem. Ile jeszcze razy będzie musiał przemawiać mu do rozsądku, tłumacząc, że nie może sobie pozwalać na takie wybryki, bo w końcu wyrzucą go ze szkoły? A i jego szef robił się coraz bardziej niezadowolony z powodu częstych zwolnień z pracy. Ten chłopak prędzej czy później go wykończy. A już przez długi czas było tak dobrze, że robił sobie nadzieję, iż w końcu dorasta.
Zmęczony i zirytowany, otworzył odpowiednie drzwi i wszedł do środka. Pomieszczenie było surowe i nieprzyjemne. Drogie meble wyglądały przerażająco nieskazitelnie, a białe ściany sprawiały wrażenie, że jest to szpital. Wszystko po to, by uczniowie w nim przebywający czuli się nieswojo. Jedynie amerykańska flaga zajmująca większą część ściany po prawej stronie była pozytywnym akcentem.
„Dla kogo pozytywnym, dla tego pozytywnym" — pomyślał i skrzywił się nieznacznie, jak za każdym razem gdy widział akurat tę flagę. Ale już zaraz przestał zajmować się wystrojem wnętrza i zlustrował obecne tam osoby wzrokiem. Za biurkiem siedział pan Hetfield, dyrektor, facet po czterdziestce, z błyszczącą łysiną na czubku głowy i wianuszkiem siwych włosów, które niejednokrotnie były obiektem kpin uczniów. Zawsze miał surową twarz oraz długą linijkę pod ręką, aby móc w każdej chwili zdzielić po łapach jakiegoś nicponia. Przed biurkiem po lewej stronie, z miną buntownika stał syn Arthura — czternastoletni blondyn o ładnych, niebieskich oczach. Po prawej stronie tegoż mebla stał drugi chłopiec z pochyloną głową, również o blond włosach, za którymi ukrywał twarz. Arthur Kirkland pomyślał, że pewnie w taki sposób próbuje ukryć podbite przez Alfreda oko lub opuchnięty policzek. Za chłopcem stał mężczyzna, którego Kirkland doskonale pamiętał z zebrań. Ciężko byłoby nie zapamiętać człowieka, od którego na kilometr czuć francuskie perfumy. I tym razem je czuł. Przez to tylko jeszcze bardziej się zirytował. Mężczyzna ten wyglądał na bardzo zadbanego i eleganckiego, może aż do przesady. Nigdy nie zamienili ze sobą ani jednego słowa, ale mimo tego czuł, że za nim nie przepada.
— Witam pana, panie Kirkland. — Dyrektor podniósł się z fotela, by uścisnąć jego dłoń, a zaraz po tym na powrót usiadł.
— Dzień dobry. Czy Alfred znów się z kimś pobił? — zapytał, patrząc na chłopca po prawej.
— Nie, nie tym razem — odparł i splótł palce. — Wezwałem tutaj panów z innej przyczyny. Wiem, jaka jest sytuacja w panów domach i że chłopcy od jakiegoś czasu wychowują się bez mam, a w szkole też większość czasu spędzają wśród chłopców... I właśnie przez to powinno ich ciągnąć do dziewcząt. Jednak dzisiaj na przerwie przyłapałem Alfreda i Matthew na całowaniu w męskiej toalecie.
— Och... — Jedynie westchnął zaskoczony ojciec chłopca imieniem Matthew. Natomiast Arthur Kirkland poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy oraz robi się blady niczym ściana dyrektorskiego gabinetu. Ale trwało to tylko chwilę, gdyż zaraz opanowała go złość, poczerwieniał i nabrał ochoty, by złapać syna za ubrania i potrząsnąć nim jak młodym drzewkiem. Powstrzymał się jednak i postarał ochłonąć. Wszystko jest w porządku, pomyślał, chłopak ma dopiero czternaście lat. Nadal ma trociny w głowie, ale z łatwością można go z tego wyleczyć. Nie ma opcji, by jego syn, noszący jego nazwisko, był homoseksualistą. Tak, to z pewnością można wyleczyć.
— Mam nadzieję, że rozumieją panowie, iż to niedopuszczalne. Chłopcy, macie coś do powiedzenia na ten temat?
Matthew jedynie jeszcze bardziej pochylił głowę, a także zaczął nerwowo bawić się własnymi palcami, za to Alfred prychnął.
CZYTASZ
[APH] Trzysta mil (AmeCan)
FanfictionŚwiat nie jest sprawiedliwy dla tych, którzy kochają inaczej. Alfred i Matthew boleśnie się o tym przekonują. Human AU. One shot bierze udział w konkursie literackim "Hetalia, do boju!" organizowanym przez -paquerette-, _Hermicia_ oraz Zembolog. Zd...