|| Chapter I ||

130 5 0
                                    

Pov: Rose
„Jesteś bezużyteczna!" „Jesteś nikim!" „Nikt cie nigdy nie pokocha!"

...

Obudziłam się z dosyć mocno bolącą głową, oraz wielkim bólem w okolicach serca. Pomyślałam, że to normalne jak na mnie, zawsze po ciężkim śnie budzę się z bólem w klatce piersiowej.

Przebudziłam się i połknęłam leki, po czym stwierdziłam, że wezmę chociaż szybki prysznic. Po drodze, spotkałam mojego ojczyma, był to 50 letni mężczyzna, z krótką, zaniedbaną brodą i zielonymi oczami. Nie czułam się komfortowo w jego towarzystwie, po tym jak powiedziałam mu, że jestem częścią lbgt był on bardzo nieuprzejmy w stosunku do mnie, zawsze w wolnym czasie przekonywał mnie, że nie powinnam być bi, i że tylko sobie to wszystko wmawiam bo „taka moda". Ominęłam go szybkim krokiem nawet na niego nie zerkając, by znów nie wmawiał mi głupstw, których nie chce słuchać, po czym poszłam do naszej rodzinnej łazienki skorzystać z prysznica.

Podczas kąpieli nie czułam się bezpiecznie, wiedząc, że jest w naszym domu. Bałam się każdego jego ruchu, ale był on i tak lepszy od mojego biologicznego ojca, który traktował mnie jak zabawkę.

Po długiej, praktycznie bez celu kąpieli szybko pobiegłam do swojego pokoju przebrać się w coś schludniejszego, wziąć potrzebne rzeczy i wyruszyć do szkoły.

Droga dłużyła się bezlitośnie, wszystko wydawało się straszne, oraz niewyobrażalnie wielkie, ale to była jedyna droga do szkoły, o której nikt nie wiedział. Mogłam spokojnie przygotować się na kolejny, długi i męczący dzień w tym budynku.

Około 10 minut później byłam już pod szkołą, której nikt nienawidził, chyba tylko oprócz mnie, to było jedyne miejsce w którym mogłam spokojnie odetchnąć, niektórzy mnie co prawda wyzywali ale czułam się tam bezpiecznie. Bezpieczniej niż w domu...

Każda minuta, każda godzina w tej placówce przyprawiała mnie o nie byle jakie dreszcze, mimo, że była to moja jedyna ucieczka od samotnej rzeczywistości, zawsze wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje... Budynek nie wyglądał na przyjemny, miał dużo niedociągnięć oraz zaniedbały ogródek na tyle. Od zawsze zastanawiało mnie, czemu nikogo tam nie puszczają? Nie chce im sie pilnować tylu uczniów, czy nie mają pozwolenia na puszczanie tam nastolatków? Chociaż w sumie, nie był to wartościowy budynek, myślę, ze dyrektor na spokojnie mógłby to zafundować.. Ale podobno budynek nie należy do dyrektora, był on tylko i wyłącznie utrzymywany za co miesięczny czynsz, wpłacany przez mieszkańców miasta.

Na każdej przerwie słyszałam nieprzyjemne wyzwiska w moją stronę, byłam zazwyczaj przezywana od tych grubszych, od tych, którzy nie zasługują na życie, starałam sie tym nie przejmować ale to bolało, tymbardziej jak mówili to ludzie, którzy ledwo wiedzą jak się nazywam.

Time step - 17.00

Miałam coraz więcej myśli typu „czy to ma sens?" „może oni mówią prawdę co do tego, że nie zasługuje na życie?". Owszem, starałam się o nich nie myśleć, jednak słyszałam je codziennie w szkole, po szkole, gdziekolwiek gdzie nie poszłam, nawet nie miałam kogoś, komu mogłabym się wygadać, spojrzałam w swoje popękane lustro pełne pięknych, tętniących życiem kwiatów dookoła, i pomyślałam raz, a porządnie nad swoim życiem. Wróciłam do tych chwil gdzie wszystko się układało, miałam super rodzinę, ojciec mnie nie wykorzystywał, miałam wspaniałego przyjaciela, i przede wszystkim, byłam kochana.

Starałam się przypomnieć sobie więcej o moim przyjacielu, niestety Bóg nie obdarzył mnie dobrą pamięcią do ludzi, jedyne co zapamiętałam to to, że nazywał się Alex oraz w wieku 8 lat musiał przeprowadzić się z rodzicami do Szwecji, ponieważ jego matka znalazła tam pracę u sławnego projektanta mody. Chciałam do niego napisać, ale nawet nie miałam jego numeru telefonu, zero. Mogłam poprosić moją matkę o kontakt do rodziny Alexa, ale słyszałam ze przed wyjazdem pokłóciły się, i to dosyć mocno, więc nie chciałam zawracać jej tym głowy...i tak miała już ciężko...

Jedyne co słyszałam, to głosy, które chodziły w mojej głowie cały dzień, brzmiały one dosyć podobnie do tych wyzwisk, które słyszę w szkole.. "Jesteś bezuzyteczna!" "Nikt cie nigdy nie pokocha!" I miałam ochotę zrobić tylko jedno..

Szybko zeszłam na dół, jedyne co wzięłam to pudełeczko tabletek usypiających, oraz latarkę. Nie wahałam się ani przez chwilę, wybiegłam z domu zostawiając tylko karteczkę z napisem „kocham cię mamo, nie bój się o mnie..".
Biegłam przed siebie, nie uważając pod nogi, życie było mi już i tak obojętne.

Po kilku minutach ciągłego biegu, zmęczyłam się, dosyć mocno. Zauważyłam piękną, dużą, przejrzystą polane i pomyślałam tylko jedno „tu mnie nikt nie znajdzie". Oparłam się o piękne a zarazem strasznie wysokie drzewo, wydawało mi się one znajome, ale nie zwracałam na to uwagi. Ostatnie co pamiętałam to to, że wzięłam wszystkie tabletki które zostałe w dosyć małym, białym pudełeczku. Oczy zaczęły mi się zamykać, a moje powieki stawały się coraz cięższe, i cięższe...Ostatnie co usłyszałam przed moim długim, wymarzonym snem był dźwięk syren, który powoli cichł..

"And what if it's about her, not him?"Where stories live. Discover now